Zaśmiała się, a ja chyba wiedziałem, że coś nie trafiłem ze stwierdzeniem. Nogi dalej niepokojąco szybko łaziły mi pod stołem, a spojrzenie padało to na dziewczynę, to na filiżankę, którą trzymałem. Niebieskie paluszki zaciskały się kurczowo na porcelanie.
— Ja za rok. Na Cesarza, nadal czuję się, jakbym miała siedemnaście lat, stała przed Dexterem oraz Nico, którzy nas wprowadzili i nie mam pojęcia, co ja tutaj robię. — Zaśmiała się dość głośno, niezwykle szczerze i w sposób, który tylko upewnił mnie w przekonaniu, że zdecydowanie kochałem jej chichot. Że po tych trzech latach, czwartym roku zaczętym, zdecydowanie kochałem całą Pelagoniję, od stóp, po tę pełną dziwnych pomysłów główkę, w której czaiły się cuda niewidy. — Chociaż nie jest tak słonecznie, jak wtedy. I śmiesznie było patrzeć, jak Davon ugiął się pod ciężarem mojej walizki. Rzeczywiście, to przerażające.
Ponownie ta charakterystyczna, wpisana w naszą małą rzeczywistość chwila zamyślenia, stukanie palcami o naczynie.
— Właśnie, nie opowiedziałeś mi o swoich wakacjach. Przerwałam ci. Przepraszam — rzuciła nagle, zerkając na mnie, przy okazji odwracając się dość zamaszystym ruchem. Zaśmiałem się cicho.
— Nic ciekawego — odparłem, przykładając kubek do ust i kuląc się nieco, bo zaczynało robić się zimno. — Odnowiłem znajomości ze starym przyjacielem i zamieszkaliśmy na swoim. Ogólnie więcej pracowałem, niż wypoczywałem, ale było warto, frajdy też się znalazło. A jak tam w Azylu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz