niedziela, 11 marca 2018

Więc chodź, pomaluj mój świat [17]

Liczyłem na konkrety, ale aktualnie to mnie wystarczająco zadowalało. Atmosfera zdawała się rozrzedzić, schłodzić, spaść do znośnego minimum. I w sumie taki spokój mi odpowiadał. Chłopakowi chyba również, no bo po co się stresować? Bądź co bądź wydawał się być rozgarnięty, ale i z temperamentem. Rozmowa chyba ostatecznie szła w dobrym kierunku, skończyć się miała bez uszczerbku na zdrowiu i ubytków w uzębieniu. Przynajmniej taką miałem nadzieję.
— Skąd pochodzisz? — Rzucił pytanie niby w eter, niby do mnie.
A mi nie pozostało nic innego, jak tylko niby odpowiedzieć.
— Cesarstwo Anory. Nie ma rzeczy, której tam nie zobaczysz — parsknąłem śmiechem, bo tam było wszystko. Dosłownie wszystko, towary z różnych uniwersum, mieszanki kultur i osobowości. — No, a ty? — Tym razem ja odbiłem piłeczkę.
Już po raz setny spojrzałem na ten zasrany zegar. Czułem się już wystarczająco zmęczony tym czekaniem. Dwadzieścia pięć minut. Tylko tyle. Odkleiłem się od parapetu, dreptając w stronę już niedługo niebieskowłosego chłopaka. Trzeba sprawdzić jak tam z farbą.
— Schyl się trochę, chcę sprawdzić jak się trzyma — mruknąłem, delikatnie ciągnąc go za ramię w dół.
Sięgnąłem po jedno z pasm, odrobinkę odwijając je z folii. Dotknąłem ostrożnie włosów palcami, ale opuszki zaraz zabarwiły się na granat. Zawinąłem z powrotem, tak jak było, a palce wytarłem o skrawek koszulki. Może się jednak dopierze, a jak nie to trudno. Już niedługo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis