niedziela, 11 marca 2018

Odprawiając czarną magię [0]

Już dawno zapomniałam, jak to jest mieć wystarczająco długie włosy, żeby je związać. I widzieć siebie w kitce. Doprawdy dziwne uczucie, odrobinę absurdalne. Zaśmiałam się odrywając wzrok od swojego odbicia i związałam Amigo w kokardkę na swoich ramionach, żeby mi się nie rozplątał pod nogami. Szaliczek musnął mój łokieć frędzlami, a ja pociągnęłam go delikatnie. Ten rok zapowiadał się bardzo miło. Alex wrócił, Heather ponoć też, wszyscy wracali, świat się powoli układał i jak na razie tylko się uśmiechałam. No prawie. W myślach nadal majaczył mi brat, starałam się nie zostać Ofelią i spełnić jego prośbę, a bransoletka z wisiorkiem jaśminu, cukrówki i napisem „Ophelia” zdecydowanie mi nie pomagały wygrzebałam ją z kartonu i nie mogłam teraz zdjąć. Dlatego poszłam szukać pewnego niebieskiego promyczka, bo nie widziałam go zdecydowanie zbyt długo, a mi zrobiło się zdecydowanie zbyt zimno.
W ociężałych podskokach przemierzałam korytarze, czując, jak kitka skacze razem ze mną, prawdopodobnie się kołtuniąc, ale to nie było ważne. Ważny był dwumetrowy chłopiec, którego kolor skóry przywodził na myśl hortensje. Śliczne, kochane hortensje. Uśmiech poszerzył się, zyskując na szczerości, ruchy stały się płynniejsze, a kroki bardziej raźne oraz lekkie. Dopiero przy chłopaku wyhamowałam, ale odrobinę zbyt późno i ślizgając się, wpadłam na niego z otwartymi ramionami, żeby go przytulić i zaśmiać się głośno. Wcale nie byłam za stara na dziecinne zachowanie.
— Złapałam cię w końcu, Hortensjo!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis