środa, 7 marca 2018

Więc chodź, pomaluj mój świat [13]

— Chyba cię posrało — o, pan Nivan pokazywał pazurki. — Nie masz pytań, nie masz odpowiedzi, krótka piłka. Mogłem wręcz przysiąc, że jeszcze chwila, sekunda, a nie będzie wahał się wywalić mnie za drzwi. Czy naprawdę byłem takim upierdliwcem? Najwyraźniej. Westchnąłem głęboko, siadając nieco zgarbiony i opierając łokcie na kolanach. Chwilowe przymknięcie oczu, analiza sytuacji. Denerwować dalej, czy przejść do rzeczy? Palce splotły się pod brodą, którą swobodnie na nich położyłem. Nadal nie spuszczałem z niego wzroku. Swoją drogą, z foliami na głowie i rzucający mięsem wyglądał komicznie, choć już powstrzymałem się od prychnięcia czy skomentowania tego jakoś. Josh, wrzuć na luz. Nie ma co się spinać przy takim osobniku. No, może tylko odrobinkę porzucimy dotychczasowe zachowanie. — Okej, niech ci będzie — odparłem ze śmiertelnym spokojem, powoli się podnosząc. Oczywiście poprawiłem po sobie wygniecioną pościel, bo trzeba zachowywać porządek, nawet jeśli reszta pokoju tego nie wykazywała. Swoje kroki skierowałem do parapetu, by się o niego oprzeć. Siedzenie już mnie znudziło. Jeszcze pół godziny. Lub mniej. Zastanowiłem się. A więc miały być konkrety? Trzeba tylko dobrze to rozplanować. Bo przecież nie chcemy zdenerwować “pana piękne oczy i uważaj bo zaraz załatwię ci naukę latania przez te okno”. Zacząłem obracać pierścień na jednym z palców. — Jakie są twoje zainteresowania, hobby, jak zwał tak zwał? — Uniosłem na niego spojrzenie, które właściwie nie oznaczało nic. No, bo kulturkę zachować trzeba, a na rozmówcę się patrzy, tak zostałem nauczony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis