wtorek, 13 marca 2018

Powroty bywają przewrotne [9]

— Nie powinieneś ćpać. 
Wiem, Heather. Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Nie powinienem, ale co mam do gadania, skoro to wszystko jest silniejsze ode mnie?
Złapała mnie za rękę, niespodziewanie. Pociągnęła nagle, prawie mnie przewracając. Co, jak co, ale na stratę zębów jest chyba jeszcze za wcześnie. 
— Lody. Ciasto. Kawa — powiedziała bez zawahania, dalej mnie prowadząc. Wyszliśmy z gabinetu, uczniowie spoglądali na nas ze zdziwieniem, a ja sam dalej nie do końca kontaktowałem. Czułem się jak po drzemce w środku dnia. Dość długiej drzemce...
Tak właściwie, to nie mijało się to za bardzo z prawdą.
Dziwnie było czuć dotyk drugiej osoby po tak długim czasie przerwy. Dziwnie było móc zacisnąć palce na ciepłej dłoni. Dziwnie było czuć, że ktoś jest tak blisko ciebie. Lecz dziwnie wcale nie oznaczało, że źle, wręcz przeciwnie, było miło. Bardzo miło. Chłód metalu, odór pościeli i farb potrafił zamęczyć. Zapach jabłek był miłą odskocznią...
— Wiszę ci dobrą kawę. I mocną. Tatuaż wyszedł. — Chwila zamysłu.  — Ekstra. I chyba wyjście dobrze ci zrobi. — Ściągnąłem delikatnie brwi, dalej wpatrując się w plecy nastolatki, tak żwawo kroczącej przed siebie, bez zawahania, z wysoko uniesioną głową. Przeanalizowałem słowa Heather. Postawić kawę? Nienawidzę, gdy za mnie płacą, nie cierpię, czuję się wtedy winny. — To nie przypadkiem wampiry uciekają od słońca, nie wilkołaki? Kiedy ostatni raz byłeś na zewnątrz? — Piekły mnie oczy. Prawdopodobnie ze zmęczenia, ostatnie noce zarywałem nad jakimiś papierowymi robotami od Mińska, które dużo do mojego życia nie wnosiły. 
— Nie wiem — odparłem szczerze, próbując przypomnieć sobie ostatni spacer. Ostatnie wyjście. Ostatnią ucieczkę. Próbując sobie przypomnieć, który jest, do cholery jasnej, dzień tygodnia. — Nie pamiętam. — Ciche westchnięcie. Spuściłem głowę i zerknąłem na luźno wiszące, rozpięte rękawy koszuli w szopy pracze. Przydałoby się dorosnąć, Amadeuszu, nie masz już siedemnastu lat. Nie masz czasu na radosne błąkanie się po świecie bez większych zobowiązań. Beztroskie życie, zaprawdę, jest cudowne, ale nie możesz po prostu być wiecznym studentem, który leci na chińskim żarciu i pizzy, czasem brudząc ręce na zmywaku w pobliskiej knajpie, czy za kasą w Ropuszce. Masz trzydzieści dwa lata, a życie umyka ci przez palce, bo topisz się w substancjach odurzających. — Wydoroślałaś. — Sztuczne zagajanie tematu, ucieczka od własnej osoby, próba zamaskowania faktu, że nic nie było dobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis