piątek, 9 marca 2018

Powroty bywają przewrotne [5]

— Wiem. — Jakże beznadziejnie słaby byłem po usłyszeniu jej głosu. Pewnego, stanowczego, tak kobiecego głosu, od którego nogi robiły się jak z waty, serce miękło, a gula pojawiała się w gardle i za Chiny nie dawała się przełknąć. 
Dłoń na dłoni. Palec na skórze. Bawienie się w połącz kropki na wymalowanej skórze, poprzedzielanej pojedynczymi bliznami. W dobrze znanych mi miejscach, chociaż ledwo co pamiętanych, bowiem nie byłem w stanie przypomnieć sobie momentów powstania. 
Jesteś spostrzegawcza, moja kochana. Jesteś cholernie inteligentna, bystra, dociekliwa. Nikt przecież nie widział. Nikt nie zwracał uwagi na pojawiające się z dnia na dzień kropki. Na ramionach, na zgięciu łokcia, na przedramionach. Na przestrzeniach między palcami, na miejscach, których i tak nawet nie mieli okazji dojrzeć. Nikt nie dostrzegał wklęsłych polików, sińców pod oczami, czy rozbieganego wzroku, bo dam sobie głowę uciąć, że taki był. — Wiem. — Nie mogłem powstrzymać przerażonego sapnięcia, zaciśnięcia szczęk, spięcia ciała, gdy rozczarowane spojrzenie przeplotło się z moim. Twarz się wykrzywiła, na czole wystąpiła bruzda. — Ja też bardzo tęskniłam. I myślę, że to, co robisz jest głupie. — Prychnięcie. Ciche, zrezygnowane, pełne wyrzutów. Wymagający odpowiedzi wzrok, błądzenie oczami po mojej twarzy. Również chciałem napawać się widokiem błękitnych tęczówek, rumianych polików, czy chociażby tego szlachetnego noska, ale zamiast tego, musiałem smętnie odwrócić spojrzenie. Byle nie czuć serca w gardle, byle nie chcieć zwymiotować przez zawód, który przepełniał ciało. Zagryzłem policzek od środka, do krwi, do wykrzywienia zmartwionej twarzy. 
— Nie myślisz — odparłem cicho. — Ty to wiesz i masz absolutną rację. — Powietrze nie schodziło z płuc, a ciśnienie z głowy, mimo, że przyznałem się do winy. 
Mimo ciepła bijącego od jej dłoni, mimo poczucia komfortu, mimo niezwykłej przyjemności. Miękkiej skóry, ruchu palca po przedramieniu, czy nieświadomego głaskania kciukiem ręki. Mimo tych wszystkich plusów, zalet, atutów danej sytuacji, wysunąłem gwałtownie kończynę z jej uścisku, pozwalając jej swobodnie zwisnąć równolegle do pogiętego ciała. 
Dalej uciekałem oczami. Szczeniak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis