Nagłe zatrzymanie. Wybicie mnie z rytmu nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Wszystkie marzenia się rozlazły, tok myślenia nagle się rozpłynął, a powoli układające się w głowie plany poszły się kochać w gęstwinie, która pojawiła się tak właściwie znikąd.
Zapachy. Dużo zapachów. Za dużo. Nagły atak, podrażnienie nosa, bo przyzwyczaiłem się już do odoru akryli, tytoniu i pudełka po pizzy sprzed tygodnia. No, może dwóch. Migrena złapała nagle, niespodziewanie, rzuciła się na, i tak już obolałą, głowę. Świerki, mchy, runo leśne, szyszki. Wszystko mnie osaczyło, a do tego słowa dziewczyny, jak za murem, szklaną ścianą, bo ten jeden zmysł, tak bardzo podrażniony, z sukcesem dusił resztę.
— Myślę, że bycie głupim nie jest niczym złym. Hm... — Oczywiście, że nie jest złe. Spójrz na mnie, jestem skończonym idiotą i jakoś nikt nie narzeka, nikt nic nie mówi, nikt nie negu... Zły przykład, zdecydowanie zły przykład. — Poza tym, coś mnie jeszcze ominęło wielkiego? James przekazał ci moje listy? Dlaczego nie odpisałeś? Mińsk jeszcze nikogo nie wylał? Dexter pozabijał? — spytała na wdechu, szybko, szczególnie przy jednym pytaniu, które początkowo całkowicie zignorowałem. Nie istniało. Zniknęło w tłumie, schowało się za plecami starszego brata. Co?
— Nie wiem. — Szczera prawda. Co działo się w szkole przez ostatnie kilka miesięcy? Sam chciałbym wiedzieć. Mińsk? Robił coś oprócz wrzeszczenia na mnie i Nibyłowskiego, bo byliśmy czarnymi owcami grona pedagogicznego? Prawdopodobnie nie. Niunia od zielarstwa [żeśmy się na nią uparli, niech nas chudy byk weźmie] zamachała czym potrzeba, krzyknęła to i owo, no i siadło.
Ściągnąłem brwi.
— Jakie listy, co? — Panika w czystej postaci. Znowu coś spaliłem. Pewnie przeznaczyłem jej pisma na jakieś maziaje, albo bibułki, bo się oryginalne skończyły, pewnie znowu coś schrzaniłem kogoś zawiodłem. Ją zawiodłem, dokładniej. Skup się, Remus, myśl, masz trzydzieści jeden lat, rusz łepetyną. Świstki. Ładne świstki ze znaczkiem pocztowym, albo woskową pieczątką, twoje imię na nich, no dalej, skup się.
Nic. Absolutnie nic.
Strzelamy, przesrane będziemy mieć potem.
— Jakie listy, nie dostałem żadnych listów — mruknąłem, zerkając bez przekonania na nastolatkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz