— Nudny wieczór? — zapytał się, przesuwając się w bok i robiąc dla mnie miejsce na kanapie, a ja pokiwałam głową, po czym skorzystałam z przysługi, którą mi zaoferował. Wyciągnął w moją stronę miskę z popcornem, samemu zabierając kilka ziaren solonej przekąski. Propozycję zbyłam uśmiechem i pokręceniem głową.
— Podziękuję — mruknęłam, przenosząc melancholijnie wzrok na migający przed nami ekran.
Kto wiedział, że James Hopecraft gustował w słabych, anorskich operach mydlanych.
— Nawet nie wiesz, jak nudny, dosłownie wszyscy poznikali i pozamykali się w pokojach — stwierdziłam, powoli się rozgadując, ale karcące spojrzenie brązowych oczu zdecydowanie mnie uciszyło.
No tak, przecież nie jest w takcie przeszkadzać swoim głosem, gdy postacie poruszające się na ekranie przeżywały swoje własne tragedie życiowe. Zupełnie tak jak my. Dlaczego nikt jeszcze nie wziął kamery w łapy i nie zaczął tworzyć naszego własnego serialu?
I w końcu troszkę bardziej się rozluźniłam, pozwalając dłoni powędrować w kierunku miski z popcornem, bo jednak jakimś cudem zapomniałam o kolacji (to przez te wszystkie papiery na wszechmowę) i naprawdę zgłodniałam. Więc skorzystałam z okazji i możliwe, że całą garścią wyciągnęłam solone ziarenka z miski, oczywiście z uśmiechem na twarzy, bo ludzie, jedzenie! A i tak akcja na ekranie zbytnio mnie nie interesowała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz