Wyszliśmy na zewnątrz, zaczynając powolną wędrówkę wzdłuż linii drzew. Droga do miasta powinna być szybka, ale obawiałam się, że zajmie nam nieco dłużej, chociaż może cieszyłam się z takiego biegu wydarzeń? Spędzanie czasu z mężczyzną same w sobie było już cudowną nagrodą, niezależnie od rodzaju jego spożytkowania.
— Myślę, że bycie głupim nie jest niczym złym. Hm... — odparłam z uśmiechem, wdychając rześkie powietrze. Tak, tego również mi brakowało. — Poza tym, coś mnie jeszcze ominęło wielkiego? James przekazał ci moje listy? Dlaczego nie odpisałeś? Mińsk jeszcze nikogo nie wylał? Dexter pozabijał? — spytałam szybko, zarzucając Amadeusza pytaniami, nie chcąc, żeby wyłapał moją niepewność. To przecież wcale nie bolało, to ja ich wszystkich zostawiłam, więc nie mogłam oczekiwać, żeby czekali. Nawet jeżeli było gdzieś tam drobne ukłucie irytacji, że przecież próbowałam się skontaktować, nie dostałam żadnego odpisu, to wciąż była moja wina.
— Jakie listy, co? — Panika, emocje znowu zaczęły wirować wokoło nas, a tatuaż na karku zapiekł ostrzegawczo. — Jakie listy, nie dostałem żadnych listów — mruknął i wiedziałam, że mówił prawdę.
Poczułam się zdradzona, bo jednak ufałam Jamesowi, że przysłuży się mojej prośbie. Że zrozumie. A na razie to ja nie rozumiałam, jaki problem był w tym, żeby przekazać grupie ludzi po jednej, głupiej wiadomości. Westchnęłam w duchu, przełykając żółć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz