środa, 14 marca 2018

Papierkowa... łódka? [1]

Świat powoli ruszał do przodu, nawet jeżeli jeszcze nie wszystko było okey. Pomiędzy naszą trójką nadal zdawała się pojawiać ta niezręczna cisza, nie byliśmy w stanie wyjaśnić sobie wszystkiego poprzednim razem, pewna nutka niesmaku pewnie zostanie z nami już na zawsze, o wiele dłużej niż zblakną sińce dziewczyny na plecach czy wyblaknie tatuaż na plecach. Dorastaliśmy i zapomnieliśmy, że nasza przyjaźń powinna zrobić tak samo. A raczej oni dorastali, bo jednak czas dla tego gatunku płynął inaczej. Jeszcze kilka lat temu byli brzdącami, którzy nie umieli poprawnie wysławiać się w naszym języku, a teraz jedno z nich już dawno mnie przerosło, drugie było na dobrej drodze, rzucając ten swój dobrotliwy, smętny uśmiech.
Temat listów oczywiście nie został przemilczany, ale ukłucie wstydu odczuwałem do tej pory.
Siedzieliśmy wszyscy w pokoju samorządu, zabierając się powoli do organizacji tego całego balu. Heather, jako nowa asystentka Mińska, robiła za dyscyplinarkę w kwestiach budżetowo-organizacyjnych, Dexter znał gusta ludzi wyższego szczebla, ja musiałem bawić się w przewodniczącego, ale już chwilę później ciche pukanie zapowiedziało przybycie Nanette. Uśmiechnąłem się do dziewczyny, która weszła nieśmiało do środka. Wstaliśmy wszyscy, żeby się z nią przywitać. 
— Cześć, Nan. Nan, Dexter, Dexter, Nan. — Uśmiechnąłem się szeroko, jak Dexter tradycyjnym przywitaniem składa pocałunek na wierzchu dłoni dziewczyny, gdy Heather po chwili wymieniła z nią tylko szybki uścisk dłoni. — Heather, Nan, Nan, Heather. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis