niedziela, 4 marca 2018

Powroty bywają przewrotne [1]

Jej zapach ciągle wiruje ci nozdzach, prawda? Czujesz świeże jabłka, dopiero co rozkwitnięte wrzosy, które przebijały się nawet przez odór panujący w piwnicy, panoszący się głęboko w podświadomości, przypominający o srebrnym spodku na niebie i tym, jak spędzasz tę jedną noc w miesiącu.
Wspomnienie jej oczu ciągle spędza ci sen z powiek, czyż nie? Budzisz się w środku nocy, łapczywie łapiąc powietrze, bo jeszcze kilka sekund temu tonąłeś w bezkresnym oceanie. Koszmary. Wydawało się, że nie mogła brać w nich udziału, była przecież pozytywem, tym optymistycznym akcentem, prawda? Mimo to notorycznie się w nich pojawiała, by za chwilę odejść. Ponownie pozostawić cię w kropce, z ciężkim oddechem i smutnym spojrzeniem. Wspomnieniem przeplatanych złotem włosów.
Jesteś zakochanym szczeniakiem, od zawsze nim byłeś, szkoda tylko, że zmieniasz właścicieli częściej niż skarpetki. Szkoda, że nie potrafisz dostrzec tego, co wiruje w głowie, wypełnia płuca, napędza stukot serca. Szkoda, że dalej wolisz pozostać beznamiętnym pustelnikiem, tak zawziętym w swoich postanowieniach, tak odkorowanym od potrzeb swoich, jak i innych. Szkoda, że jesteś Amadeuszem.

xXx

Ostatni student opuścił salę po kilkugodzinnym malowaniu na szkle. Nie wiem jakim cudem wytrzymałem przyglądanie się wyczynom nastolatka, bo przyznam szczerze, byłem już bliski podejścia i rozbicia pracy, wrzeszcząc, że też mam swoje życie, a nie zostawię nieodpowiedzialnego [był odpowiedzialniejszy niż ja, ale mniejsza o to] sam na sam z moją wspaniałą salą [której też zaczynałem mieć dosyć].
Ostatecznie się powstrzymałem, oddając się pracy, jaką było rozwiązywanie krzyżówek. Sprawdzanie kartkówek? Sposób na "trzy kupki" póki co działał i nikt się nie skarżył, że napisał bezbłędnie, a dostał trzy. Czekałem, aż w końcu któremuś pęknie żyłka i wydrze się na forum klasy. Nudno ostatnimi czasy w tej szkole, brakuje akcji, brakuje smoków, ataków szczurów, czy chociaż spalenia klasy alchemicznej. Strasznie rozmiękłe te dzieciaki, nie powiem. 
Oparłem twarz na dłoniach, przeczesałem palcami trochę za długą brodę. Podobnie wyrośnięte były włosy, często wpadające do oczu, zasłaniające widok, mimo, że układałem je jak najbardziej do tyłu i w górę. 
Męczące koszmary się utrzymywały, malunki zabierały większość wieczorów, wory pod oczami się powiększały, a sińce powoli rozkwitały na jasnej skórze. Paskudne zaniedbanie się. 
Trzy stuknięcia we framugę drzwi. Kolejny zasmarkany uczeń, który przypomniał sobie, że miał rysować. Po co robić to w swoim pokoju, nie, lepiej przyjść i uczepić się mojej dupy, próbując zaimponować nieudolnymi pracami. Nie, nie wstawię ci za to pozytywnej oceny, won.
Z zaciśniętymi szczękami odwróciłem się do wejścia, czego znowu chcecie, dajcie mi w spokoju pójść do domu, wziąć coś i odpłynąć w krainy nieskończonych pokładów inspiracji. 
Strzykawki wołają, głośno, wręcz wrzeszczą. 
— Czego, do... — Zerknięcie na postać, która postanowiła mnie odwiedzić. Jak zawsze łagodny uśmiech malował się na ustach. Spokojne oczy wpatrywały się w moją osobę. Lekko uniesione brwi, nie w kpiącym geście. Gdybym mógł, położyłbym uszy po sobie, wytrzeszczył ślepia, zamachał mocniej ogonem. Nie jesteś psem, do cholery.
Zamiast tego wpatrywałem się we wspaniałą personę, delikatnie rozwierając wargi. Oddech był cięższy, lecz jednocześnie płytszy, niż zazwyczaj. Oczy wręcz moletowały całą postać, przeglądały ją kilkakrotnie, od stóp, do głów. Piękniejsza, niż wtedy, gdy ją zapamiętałem. Da się? Co za geny.
Heather Williams.
Nocna zmora, kwiat pustyni, róża o zbyt krótkich cierniach. Stała właśnie w drzwiach, w całej swojej okazałości, przyprawiając o palpitację serca.
Wróciła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis