Na reakcję Wandy nie musiałem długo czekać, odpowiedź zrodziła się u niej natychmiast i była nadzwyczaj przemyślana.
— Wydawało mi się, że to wiedza z podstawówki, ale do przeprowadzenia fotosyntezy potrzebne są promienie słoneczne, które ty ewidentnie mi zabrałeś. — Otrzepała energicznie sukienkę i naciągnęła ją mocniej na nogi. Nie pytaj Alex, tylko nie pytaj. Niech cię nie kusi. — Mi również miło ciebie widzieć — rzuciła wreszcie. — Co sprowadziło cię w te skromne progi? — Odwzajemniłem uśmiech i usiadłem naprzeciwko dziewczyny.
— Wybrałem się na spacer, miałem w planach ochłodzić się w jeziorze. Może dołączysz do mnie? — Wyciągnąłem w jej stronę dłoń z nadzieją, że ją złapie i dołączy do mojego planu. Nie mogłem uwierzyć, że tak po prostu chciała prażyć się w słońcu. Przecież to samobójstwo.
Twarz zaczynała już boleć z powodu ciągłego, szerokiego uśmiechu, ale w końcu zapadła decyzja. Złapała dłoń, pozwoliła pomóc sobie we wstaniu i ruszyłem do wody, nie puszczając jej dłoni z grzeczności (co z tego, że mogła odebrać to inaczej).
— Tak właściwie, to jak z brokatem? Dałaś sobie z nim radę czy walentynka ubrudziła wszystko, jak leci? Mam wyrzuty sumienia z tego powodu. — Jedną ręką zrzuciłem buty i skarpetki, odrzuciłem je na bok i wszedłem do jeziora. Zaczekałem chwilę na Wandę, a moment później staliśmy już w wodzie do kostek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz