Odchyliłam głowę, spoglądając z szerokim uśmiechem na Aurelka spod przymkniętych powiek. Zaraz po moich śmiechu rozległ się ten należący do chłopaka i zostałam zamknięta w uścisku. Zrobiło mi się o wiele cieplej, mgła się rozrzedziła, ogółem otoczenie stało się jakoś barwniejsze, niż te kilka chwil temu. Dobrze było móc oddychać niesłodkim, nieduszącym powietrzem.
— Hej, Jaśminku, robisz za kamień do curlingu? — Kąciki ust uniosły się wyżej i pokiwałam głową, czując, jak kitka łaskocze mnie po karku. Wtuliłam się po raz ostatni w przyjaciela, po czym zrobiłam kroczek do tyłu i splotłam dłonie za plecami.
— Można tak powiedzieć, Hortensjo — zaśmiałam się cicho i kiwnęłam się z palców na pięty i z powrotem. — Przyszłam się dowidzieć co u ciebie i spytać, czy mogę cię naherbatkować. Albo dla odmiany zrobimy kakao, kawę karmelową, mleczną, cokolwiek robić, byleby z tobą. Nie widziałam cię dawno — burknęłam, wydymając policzki odrobinę naburmuszona i zaczęłam miętolić palcami rękaw od sweterka. — Więc, drogi Aurelionie, pytam. Co u ciebie? I czy mogę cię naherbatkować? — dodałam ze śmiechem w głosie.
Tak trochę w głębi duszy czekałam na dzień, w którym chłopak będzie miał dosyć rozmarzonej herbatoholiczki, zdecydowanie zbyt często skaczącej wokół niego. Nawet jeśli nie wyglądał na poirytowanego moim ciągłym narzucaniem się, to się bałam. Ale dopóki nie nadejdzie ten moment, chciałam korzystać z tego szczęścia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz