piątek, 16 lutego 2018

Zdarta duma i kolana [3]

— Pomijając to, że trochę szczypie i piecze, da się przeżyć. Jestem Nanette, jednak nie przeszkadza mi zwykłe, krótkie Nan. — Uścisnęła moją dłoń, z uśmiechem na twarzy. Całkiem ogarnięta jak na pierwszaka. — Mam nadzieję, że któregoś dnia nie zostanę totalnie staranowana przez centaury i z odciskami podków na policzku. — Uśmiechnęłam się, słysząc słowa dziewczyny. Nie było to takie niemożliwe w tej szkole. Odeszłam, stając przy oknie. Tak bardzo nie miałam ochoty na ten rok. Usłyszałam za sobą syknięcie, które natychmiast ucichło. Domyśliłam się, że dziewczyna musiała wstać, a już chwilę później poczułam, że stanęła obok mnie.
— To twoje? Bardzo ładne — powiedziała, spoglądając na moją małą, nie za bardzo udaną, pracę, a następnie odwróciła się do mnie z kolejnym promiennym uśmiechem. Nie no, nie mogłam. Nawet jak kompletnie nie miałam humoru, to tej promiennej twarzyczce nie można było odmówić. Była jeszcze pozytywnie nastawiona do wszystkiego w tej szkole, pełna energii, zapału. — Podziwiam... Mi jakoś nie idzie z akwarelami, nie mam do nich talentu. Albo za mało ćwiczę. — Ledwie to wypowiedziała, a ja miałam ochotę ją objąć. W końcu ktoś to rozumie.
— Masz rację z tym, że pewnie za mało pracujesz, ale jak nie masz do nich siły i czujesz, że ci nie idą, to też bez sensu, żebyś na razie się z nimi męczyła. Na wszystko jest czas. — Uśmiechnęłam się. — A jaką formę sztuki najbardziej lubisz? — spytałam, rozglądając się ukradkiem po sali. Czyżbym miała nowego towarzysza?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis