Przygotowania trwały całe popołudnie, ale na końcu wyglądałyśmy jak dwie, promienne gwiazdki z nieba, które tylko oczekiwały, żeby wziąć kogokolwiek w obroty, potańczyć, doskonale się przy tym bawiąc i tonąc w zazdrosnych spojrzeniach reszty dziewczyn stojących pod ścianą. A przynajmniej na równie szampańską zabawę się zapowiadało. Van wyglądała cudownie w czerwonej, powiewnej sukience, a ja w końcu mogłam zaszaleć. Czarna, eteryczna sukienka obsypana fluorescencyjnym brokatem, dzięki czemu bez problemu wyróżniłabym się na tle tłumu, a kto wie. Może nasze lekkie wyjście do baru przerodzi się w prawdziwe skakanie po klubach, a przynajmniej na to skrycie liczyłam. I planowałam, bo dawno Vina na żadne tańce nie wyciągnęłam.
Długa do połowy biodra materiałowa część była wykańczana falującymi, czerwonymi haftami na przezroczystym, ciemnym tiulu kończącym się nieco przed kolanem. Całość nosiło się lekko, a zapinana na szyi góra umożliwiała mi swobodne poruszanie rękami przy nie zsuwaniu się sukienki z klatki piersiowej, co uznawałam za mój mały sukces. Odpowiedni makijaż i voila, ruszyłyśmy razem z Van na salony, śmiejąc się po drodze oraz wymieniając ciekawostkami. Doszłyśmy do umówionego miejsca, zanim w ogóle zdążyłyśmy nacieszyć się własnym towarzystwem, a w środku już czekała na nas dwójka naszych nie gorszych amantów, nieco ładniej odstrzelonych niż zwykle. Niekoniecznie garnitury, ale na koszulach warto było zawiesić oko. Posłałam chłopakom szeroki uśmiech, łapiąc Van za rękę i przedzierając się przez tłum ludzi do stolika, którzy Vin z Varenem musieli dla nas już zająć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz