piątek, 9 lutego 2018

Idzie facet do lekarza, a tam Hopecraft [3]

— Plotki... Kiedyś tam usłyszałem plotki, że ktoś widział, jak podobno — tak, szanowny panie Oakley, ludzie cały czas o mnie plotkują, jeżeli jeszcze nie zauważyłeś, to jesteś na poziomie pantofelka, a spodziewałem się po tobie czegoś lepszego. Może to nie był właściwy moment na podchodzenie do mnie bez kija, a Nivan żadnego w zasięgu reki nie miał, więc chyba zostawało mi tylko spuścić mentalnie z tonu, dać sobie kopa w tyłek i przysiąc, że nie zmienię się w opryskliwego, gburowatego Dextera. — kogoś uzdrowiłeś? — Oh, tego się nie spodziewałem. — A do tego ostatnio, po tym, jak cię Wanda odwiedziła, to jakoś tak lepiej wyglądała i pomyślałem, że. Byłbyś w stanie mi pomóc?
Zmrużyłem oczy, wpatrując się w chłopaka i starając się na oko ocenić jego stan. Żadnych szczególnie widocznych zmian na skórze, raczej nie odrąbał sobie nagle ręki czy nogi, choć bladość mogłem zaliczyć do czynników silnie niepokojących. Zębami nie szczękał, gorączki raczej nie mam, problemy nie mogły być aż tak uzewnętrzniane, ale wolałbym nie zostać prywatnym czyimś lekarzem dla zwykłego bólu brzucha. Choć Cesarz świadkiem, że nadawałbym się do tego lepiej, niż nasz obecny pielęgniarz, który uprawiał ostatnio zawód nicnierobienia i udawania, że Est go za to nie ściga.
Dobra, raz kozie śmierć. 
— Połóż się na kanapie, ściągnij koszulkę. Co ci jest, jakie masz objawy, co konkretnie ciebie dopada? — wyliczyłem, odpinając pierwszą szlufkę w rękawiczce, następnie pstryknąłem palcami, nieco zsuwając rolety. Kto wie, czy Hera się nie czai za oknem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis