Dalsze przedstawianie Nanette ludziom upłynęło w spokojnej, miłej atmosferze. Hera odsunęła się nieco od całego towarzystwa, uważnie skanując nowy narybek wzrokiem, ale za to okoliczne chłopstwo w postaci gromady uczniowskiej szybko zgromadziło się wokół nieznajomej. Stwierdziłem, że jako dżentelmen, nie mogę zostawić damy na pastwę losu, a raczej wygłodniałych małp w mundurkach żądnych plotek, szybko zwinąłem dziewczynę, argumentując potrzebą wypełnienia ostatnich kruczków formalnych. Łatwo przyszło, łatwo poszło.
— Cóż, mam nadzieję, że wpasujesz się w naszą szkołę i szybko się zaklimatyzujesz — zacząłem, odprowadzając dziewczynę do pokoju. — Na pierwszy raz wszystko może wydawać się straszne, ale jesteś ogarnięta, wierzę w ciebie i na pewno dasz radę — podsumowałem, przystając na moment przed drzwiami od jej pokoju. — Pamiętaj, jakbyś miała jakikolwiek kłopot zawsze możesz się do mnie zwrócić. — Błysnąłem na pożegnanie zębami i już wracałem do poprzednich prac, które nadal czekały niedokończone. Wszędzie robota papierkowa, dosłownie wszędzie, a nikomu nie chciało się jej oczywiście robić.
Wracałem jednak z zapałem, prawie w podskokach, mając wciąż w pamięci tajemnicze, intrygujące, błękitne oczy Nanette. Równie interesujące, co ich właścicielka, zaczynając od imienia, kończąc na tym uśmiechu, w którym zdecydowanie można się było utopić.
Ale koniec tego dobrego, pora wracać do pracy. Prawda, James?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz