— Mam taką nadzieję. Miło mi cię poznać — odparła z entuzjazmem dziewczyna, a ja nie mogłem jej mentalnie nie przyklasnąć. Oczy Hery na moment błysnęły zainteresowaniem, obrzuciła dziewczynę badawczym spojrzeniem, od stóp do głów starając się ją prześwietlić, nawet się z tym za bardzo nie kryjąc. W końcu ukontentowane skinęła głową, położyła dłoń na moim ramieniu, pochylając się w moim kierunku.
— Musimy pogadać, Nowi zaczynają gwiazdorzyć — rzuciła szeptem, raczej na tyle cicho, że biedna, nieco zdezorientowana Nanette na pewno nie mogła niczego usłyszeć. I Cesarz wie, co sobie aktualnie wyobrażała na temat całej sytuacji. — Ta twoja druga kserokopia lata i psuje mi wizerunek, a sekretarka mi szepnęła, że jednak ta suka Diaskro przyjeżdża. Lepiej dla ciebie, Hopecraft, żeby jej papiery zgubiły się gdzieś pomiędzy biblioteką, archiwum i gabinetem dyrektora, jasne? — Przełknąłem głośno ślinę, czując jak palce dziewczyny zaczynają mnie parzyć. Ścisnęła tylko mocniej moje ramię, uśmiechając się przyjaźnie do Nan, mrużąc oczy i odchodząc z powrotem do Vina, Varena i Vanili.
— Mam nadzieję, że faktycznie się zaprzyjaźnimy — poklepała jeszcze Nanettę po ramieniu, a całe przedstawienie skwitowałem tylko nieporadnym podrapaniem się po szyi.
— Przepraszam za nią, Hera lubi zaznaczać terytorium, a ktoś już zdążyć podburzyć. — Samobójcy, przysięgam, wszędzie samobójcy. Nawet będąc starym dziadygą, sam czułem niekiedy strach przed nieobliczalną przewodniczką ognia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz