niedziela, 18 lutego 2018

Wprowadzenie: Hope [9]

— Idiota siedzący za biurkiem, który pewnie nie ma podstawowej umiejętności logicznego myślenia. No cóż, ale przynajmniej do nas masz blisko, zawsze gdyby coś, to wbijaj — odparł z uśmiechem na ustach i wzruszeniem ramionami. Musiałem w tym momencie przyznać mu rację i przy okazji przestawić się przodem do wyjazdu, licząc na to, że nie przejadę jegomościa, chociaż tak właściwie, to miejsca było wystarczająco dużo. Kiwnąłem głową, zapamiętać, samorząd służy pomocną dłonią w razie mniejszych, lub większych wypadków, są na tym samym piętrze i do boju, towarzyszu.
Sygnał informujący o znalezieniu się na właściwym piętrze, śmieszne mrowienie w brzuchu i rozsunięcie się drzwi. Opuściliśmy klitkę, bym mógł posłusznie podążyć za Fomą, w końcu zmierzaliśmy do mojego małego królestwa, w którym będę miał spędzić kolejne kilka tygodni, miesięcy, lat życia.
Otworzenie się wrót, wparowanie do pokoju i mimowolny uśmiech na twarzy, bo było przytulnie, nawet bardzo. No i ciekawie. Interesujące, czy wszystkie pokoje wyglądają podobnie? Będę musiał to dokładnie przebadać.
— Ale przynajmniej widok jest znośny, naprawdę. Pobiegnę szybko po kuralet, a ty się rozgość, ok? — zarzucił nagle, na co pokiwałem głową.
— Jasne, jasne, poczekam. — Obdarzyłem go najmilszym uśmiechem, jaki miałem w zanadrzu, a sam podjechałem do łóżka, przy którym ułożyłem torbę, byle już mi nie ciążyła, bo co jak co, ale jednoczesne poruszanie wózka i pilnowanie kilku kilogramów, które miały zapewnić mi przetrwanie na ten rok, było dość męczące. Sam Przewalski zniknął na chwilę, pozwalając oswoić mi się z nowym mieszkankiem.
Uroczo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis