Pokiwał głową, uśmiechnął się po raz kolejny, szeroko i ciepło.
— Przydałoby się, nie chcę skończyć w innym wymiarze, trafiając w nie te drzwi, co trzeba. Prowadź, towarzyszu, ja się nie znam, zarobiony jestem — oświadczył, a ja w odpowiedzi parsknąłem śmiechem i odwzajemniłem szeroki uśmiech chłopaka. — To znaczy, przepraszam, tak, byłoby bardzo miło... — Szybkie zreflektowanie się po chwili, zagubiony wzrok i małe zakłopotanie.
Pokręciłem głową przecząco i machnąłem ręką. Bo za co ten biedny chłopak miał przepraszać?
— Nie masz czym się przejmować, towarzyszu, bez nervov — oświadczyłem, utrzymując uśmiech na twarzy, cały czas spoglądając na zakłopotanego chłopaka. — To co, ruszamy?
I ruszyliśmy, powolutku i spokojnie przed siebie, natrafiając przy okazji na moją siostrę, Jamesa czy Herę, zahaczając o kuchnię po coś dobrego i słodkiego. I oczywiście, że przekazałem mu informacje najważniejsze typu do kogo się zbliżać, a kogo zostawić w świętym spokoju, kto w tym naszym małym rozgardiaszu jest przyjacielem, a kto wrogiem, a to wszystko przyozdobione pokazaniem klas, najważniejszych pól codziennych bitew i zwieńczone odwiedzeniem biblioteki, w której duch zamieszkał na stałe i raczej nie planował się wynosić. Bardzo dobrze, w końcu nasze wspólne relacje były na przyzwoitym poziomie i nie musiałem wręcz wykradać książek z biblioteki, tak jak robili to niektórzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz