poniedziałek, 12 lutego 2018

Wprowadzenie: Adam [6]

— Moje związki jak zawsze, Dexter. Mocno nietrwałe, ale przynajmniej dostarczają dużo rozkoszy — powiedział, parskając śmiechem, a ja spiąłem się, doskonale wiedząc, że zaraz poleci jakaś szpila. Niby nic, niby nie potrafił porządnie ugryźć tematu, ale doskonale znałem własne przyciski, hamulce i wiedziałem, gdy ktoś próbuje te pierwsze nacisnąć z całej giry, te drugie poluzować. Niedoczekanie jego.
— Panienka zwała się Julia, jedna łóżkowa przygoda, była dobra, nie zaprzeczę — mruknął, ruszając w kierunku drzwi. — Ale trzeba przyznać, że ze wszystkich moich partnerów i partnerek to Foma najładniej jęczał. — Ty pierdolona kurwo, której zaraz porachuję wszystkie kości, że się nawet nie obejrzysz. — Więc ciesz się dopóki możesz. To co, oprowadzasz mnie czy stoisz tu jak słup soli? — Ten szeroki uśmieszek zaraz zetrę ci z twarzy, że będziesz rył nią beton, aż cię prawnuki na wizerunku do drzewa genealogicznego nie poznają.
— Oczywiście, to doskonały aktor. Julia wspominała mi o twoich miernych umiejętnościach, swoją drogą, prześlę od ciebie do niej pozdrowienia, gdy następnym razem zobaczę córki ministra. Nie ma się czego wstydzić, to można leczyć Adam — kontynuowałem, z coraz większą troską słyszalną w głosie. — Dobra, pora przechodzić dalej. Masz jakieś pytania na temat funkcjonowania akademii, jakieś wątpliwości? — spytałem, podchodząc do chłopaka, prostując się i napinając nieco barki. Doskonale, że byłem dostatecznie wyższy i mogłem spojrzeć na niego z góry.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis