środa, 7 lutego 2018

Wprowadzenie: Adam [3]

Wyprostował się i przewrócił oczami. Oho, cały pan Davon w swojej okazałości, czego ja się po nim mogłem spodziewać? Ewidentnie za sobą nie przepadaliśmy, dwójka mistrzów ceremonii w jednym miejscu to zdecydowanie za dużo. W końcu każdy ma swój określony teren, czyż nie?
— Adam! — odpowiedział z szerokim uśmiechem, ale chyba wszyscy domyślić się możemy, jaki typ uśmiechu to był. Sztywny, sztuczny, przerysowany, byleby tylko zachować te ukochane pozory. I ta szpila, tak doskonale wyczuwalna, że nie pozostało mi nic innego jak parsknięcie śmiechem i uśmiechnięcie się. Cudowne uczucie. — Dawno się nie widziałem, dopiero teraz udało ci się dostać? Trzeba było napisać, przedzwonić, mógłbym rozruszać kontakty — oświadczył, jakoś dziwnym przypadkiem głośniej mówiąc pierwszą część wypowiedzi.
Parsknąłem śmiechem, odrzucając włosy do tyłu. Ciekawe, czy przejrzał już moje papiery. Podszedłem do niego i poklepałem chłopaka po ramieniu.
— Dzięki za propozycję i troskę, ale ja tu jestem z mojej czystej ciekawości, wiesz jak to jest — odpowiedziałem, wzruszając ramionami. — Jeden rok, może jak mi się spodoba, to zostanę, kto wie. Ty w końcu byłbyś uradowany, prawda? — stwierdziłem, parskając śmiechem.
Tak, z Davonem zdecydowanie się nie dogadywaliśmy. Nigdy. Dwa typy osób, po prostu, i nawet jeżeli oboje uwielbialiśmy wszelkie gierki, które pozwalały na zdobycie informacji, to robiliśmy to w zupełnie inny sposób, on, zdecydowanie bardziej kalkulujący, robiący wszystko w ten chłodny sposób, a ja po prostu cały czas tańczyłem na krawędzi noża i doskonale się bawiłem (oczywiście wszystko mając pod ukrytą kontrolą, kontroli stracić nikt by nie chciał).
— A jak tam podboje miłosne? Rodzice już ci kogoś znaleźli? — zapytałem, biorą ostatni kęs jabłka. — A tak serio, to co, przejrzałeś już moje dokumenty?
I chyba odpowiedź była oczywista.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis