czwartek, 1 lutego 2018

Wprowadzenie: Adam [1]

Westchnąłem. Oto i ta sławna szkoła o dosyć dziwnej renomie łączenia dzieci ważnych osobistości z tymi wziętymi z lasu (i mówię tu dosłownie, nie zmyślam, nie żartuję). Ciekawe plotki chodziły już po towarzystwie, ale hej, roczna wymiana międyszkolna brzmiała ciekawie i była idealnym pretekstem do sprawdzenia właśnie tych historyjek na własnej skórze. Krwiożerczy duch, gierki pomiędzy uczniami, dyrektor Adam Mińsk (więcej dodawać nie muszę), czy nauczyciele uzależnieni od wszelakich używek. Idealnie.
Uśmiechnąłem się szerzej, poprawiłem torbę na ramieniu, podrzuciłem czerwone jabłko w lewej ręce, biorąc po tym kęs, a następnie ruszyłem do przodu wesoło. Hej ho, witaj nowa przygodo, mam nadzieję tylko, że nie zakończę jej z dzieckiem na koncie, złamanym nosem czy inną rzeczą, lub jakimiś dziwnymi zdjęciami, które mogłyby wyciec do gazet. Tego nikt by nie chciał, nieprawdaż? A przecież na to czekali cały czas. I jak dotąd im się nie udało, a ja zabawy nie planowałem ułatwiać. Niech tańczą, jak im każę, mogą nawet z instrukcją obsługi czy tutorialem w internecie, a nogi i tak im się poplączą.
Ściągnąłem brwi, widząc pewnego wielkoluda stojącego przed budynkiem i rozglądającego się na lewo i prawo, pewnie w poszukiwaniu kogoś. No tak, zapomniałem, komitet powitalny, jak cudownie. Podszedłem do zdecydowanie wyższego ode mnie chłopaka, trybiki w mojej głowie przeskoczyły na odpowiednie miejsca i... oho.
— Czyżby to nie ten, o którym myślę? — zapytałem z szerokim uśmiechem i rozłożonymi rękoma. — Syn Dariusa i Marigold, Dexter Davon, jedyny w swojej świetności? — oświadczyłem, w końcu stając przed nim. — Wyrosłeś od ostatniej imprezy, zdecydowanie. I schudłeś, to też, nie jesteś taki pulchny jak kiedyś... — mruknąłem, po czym wziąłem kolejny kęs jabłka.
Zacznijmy więc bal.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis