— Czy to... Czy to brownie? Podwójne brownie? — zapytała, spoglądając na mnie jak na bóstwo, wwiercając się wzrokiem w mój umysł, a ja z przyjemnością pokiwałem twierdząco głową. Trafione zatopione, to się nazywa wyczucie. — Rajciu, nie wiem, czy czytasz mi w myślach, ale już cię uwielbiam i właśnie zdobyłeś u mnie plus sto punktów — stwierdziła, uśmiechając się baaardzo szeroko, a ja uśmiech odwzajemniłem, bo co miałem innego zrobić i włożyłem kawałek tarty do ust. Jak bardzo mi tego brakowało, zdecydowanie potrzebowałem czegoś słodkiego. Natychmiast. — Bardzo, bardzo dziękuję — dodała na sam koniec, również biorąc się za swoje jedzenie, dzielnie wywalczone przeze mnie i wyciągnięte z tłumu z potem i krwią. Pokiwałem głową, uważnie się jej przyglądając, cały czas z szerokim uśmiechem, bo ludzie, trafiłem, i to jak!
— Jesteś na pierwszym roku, prawda? — zapytałem, chcąc zacząć jakąkolwiek rozmowę pomiędzy nami, bo bądźmy poważni, jak cudowne słodycze nie były, to nie przyszliśmy tu tylko dla nich (choć czas spędzony na jedzeniu nigdy czasem zmarnowanym nie jest), a przecież również i dla siebie nawzajem, jak dziwnie by to nie brzmiało. Walentynki to Walentynki, tak?
Wziąłem kolejny kęs tarry, uśmiechając się błogo. Tak, zdecydowanie bardzo dobry wybór, w tym też dobrze trafiłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz