I oto rok szkolny zaczął się już na poważnie. Trzecia klasa, nie ma co, trzeba się było już porządnie wziąć za naukę i przygotować na najgorsze. Egzaminy w poprzednim roku poszły dobrze, nawet bardzo dobrze, ale za to mój brat tyle szczęścia juz nie miał. W ogóle ich nie pisał, więc opcje były dwie. Albo powtarza klasę (a tego oboje nie chcieliśmy, zdecydowanie), albo ma jeszcze więcej roboty, jakby w ogóle jej nie miał i pisze dodatkową pracę do obrony. Oczywiście wybrał to drugie, a mi pozostawało spojrzeć na niego jak na szaleńca, jeszcze większego masochistę ode mnie. I autentycznie współczułam Dexterowi, który już teraz miał problem z oderwaniem go od jakiejkolwiek pracy. Powodzenia.
Westchnęłam, wyglądając przez okno i ziewając. Nie, zdecydowanie się nie wyspałam. I może zawdzięczałam to czytaniu do pierwszej w nocy. Ale kto to wie, zmiany genetyczne same się do głowy nie wbiją.
— Hej, Wanda. — Usłyszałam moje imię i odwróciłam się, by ujrzeć Renee, Renulkę, Renię, osóbkę, z którą choć kontaktu dużo mi dane nie było, to bardzo lubiłam. Najprawdziwsza czarownica, wręcz jej uosobienie, osóbka tak bardzo denerwująca Niva, ale co zrobić. Czasami jej się nie dziwiłam. — Mogę ci zająć chwilkę... Albo dwie? — zapytała, a ja podniosłam brew, przechylając głowę w bok zaciekawiona, cały czas z szerokim uśmiechem wymalowanym na twarzy.
— Nawet trzy — odpowiedziałam, parskając śmiechem. — To o co chodzi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz