Oparłem się o ścianę, mając nadzieję, że tym razem nikt mnie nie zaczepi. Czy tak trudno było wymagać od świata chociaż odrobiny spokoju? Nie chciałem wielkich laurów, niepotrzebnie wylewnych epitetów, siedzenie na tyłku całkiem mi odpowiadało, ale ostatnio liczba osób, które miały do mnie jakąś sprawę, zwiększała się w tempie astronomicznym. Notacja wykładnicza mogła się schować, nawet ona nie pomogłaby mi usystematyzować moje biedne kolejki, jak za czasów PRLu, w pewnym kraju nadwiślańskim, w którym zwykłem bywać parę stuleci temu na wakacjach.
I właśnie wtedy błogosławiona cisza została przez kogoś zakłócona. Zmrużyłem oczy, wzdychając, bo to może nie był najlepszy moment, ale pomocy uroczej damie nie odmówię, tym bardziej, że raczej sam panienkę wprowadzałem. I każda kobieta zasługuje na pomoc dżentelmena, prawda?
— Cześć — powiedziała, uśmiechając się. — Znamy się już, ale nie wiem czy mnie pamiętasz, w końcu tyle uczniów wprowadzałeś. Sofia, Zosia, czarownica. I właściwie w tej sprawie przychodzę. Możemy pójść gdzieś, gdzie jest odrobinę... ciszej?
— Cześć — odparłem, odwzajemniając ciepło uśmiech. — Zośka, nie widziałem cię dawno, gdzieś mi tylko migałaś po korytarzach. Jak ci się żyje dalej w szkole, nikt ci nie dokucza? — zasypałem dziewczynę pytaniami, prowadząc ją w kierunku jednej z pustych sal lekcyjnych. Zamknąłem nas obu prostym zaklęciem, a następnie pstryknięciem palcami przywołałem ułożone na stoliku krzesła.
— To o co chodzi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz