Kurwica mnie jasna któregoś dnia trafi, jak nie sraczka, to przemarsz wojsk, na litość boską, ileż można sprawiać trudności w życiu jednej, zmarnowanej wiedźmy, która marzy już tylko o spoczynku wiecznym z jakimś dodatkiem za pracę w trudnych warunkach. Trzymajcie mnie ludzie, naprawdę któregoś pięknego dnia nie wytrzymam i komuś porządnie przetrzepię skórę.
A czemuż to miałabym poczynić? A temuż to, bo familia jest porządnie pierduknięta i nie dała mi w spokoju odpocząć w wakacje, bo przecież, droga Renee, z takim podejściem do życia nigdy nie dorównasz Rosalii, a powinnaś brać z niej przykład...
Gówno prawda, prędzej sobie wypruję żyły, niż stanę się chociaż w jednym calu taka, jak ta chędożąca się pod mostem suka.
Do tego wracam do zasranej szkoły (która w sumie teraz była manną z nieba) i na co trafiam? Zainteresowanie Hopecraftem nie zmalało, ba, wręcz na odwrót, podbiło kilkukrotnie, bo przylazły nowe małolaty. A to jakaś blond lafirynda, a to nafiokowana czarnulka z oczami jak lapisy lazuli, a to Oakley, tak, kurwa, nie mogę uwierzyć, że ten skurwiel też robi do niego maślane oczęta, chociaż pewnie ten w celach czysto rozrywkowych, prześmiewczych, albo ma po prostu jakiś interes do spełnienia.
No, a jeśli naprawdę jest zainteresowany Jamesem, to powinnam ujebać mu jaja i wcisnąć w dupę, bo widzę, że leci na kilka frontów, a jego obecna sytuacja z bogu ducha winną Przewalską wcale, ale to wcale mi się nie podobała, bo gesty, którymi ją obdarowywał zdecydowanie były zbyt intymne.
Dlatego trzeba było uchronić zielonooką panienkę z zapędami masochicznymi (plotki szybko rozchodzą się po tej szkole, nie liczcie na prywatność skarby), przed tym chujem, wilkiem w owczej skórze.
— Hej, Wanda — zagadałam, gdy udało mi się ją złapać na półpiętrze, wyglądającą akurat za okno. Ładna pogoda, nie ma co. — Mogę ci zająć chwilkę... Albo dwie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz