poniedziałek, 19 lutego 2018

Twój były zdechnie [4]

Przerzucił mnie na plecy i w końcu mogliśmy porozmawiać twarzą w twarz, choć pozycja zbytnio mi się nie podobała, bo jednak nie było w niej tej równości. Była za to pieprzona uległość. Warknąłem, przewracając oczami.
— Oczywiście, że tak — odparł, a ja doskonale słyszałem w jego głosie, że oczywiście nie. Bo po co zachowywać się jak cywilizowany człowiek, nie, lepiej rzucać się jak morski potwór, a dopiero później martwić się konsekwencjami i problemami. — Jestem pierdoloną oazą spokoju, a przynajmniej będę, jak go zajebię — mruknął, przybliżył twarz do mojej i ja nie mogłem się rozpłynąć, nie teraz, jeszcze nie. — Znikąd przylazł tutaj za tobą, już zdążył... — przerwał. O nie panie Davon, tak grać nie będziemy — mnie zdenerwować, mi to pachnie spiskiem — dokończył, krzywiąc się.
Nieładnie, nie podobało mi się to, znowu pojawiło się kręcenie i kombinowanie. Wplotłem jedną z dłoni w czarne włosy, przyciągając go przy tym bliżej.
— Dexter — wymruczałem ładnie, a on to przecież tak bardzo lubił — tobie wszystko pachnie spiskiem, choć raz daj się ponieść prądowi i niczym się nie przejmuj. Jest to jest, niech se będzie, niech się bawi, nie obchodzi mnie to kompletnie i ciebie też nie powinno — powiedziałem, dalej głosem chłodnym i stanowczym, bo ta rozmowa zdecydowanie mi się nie podobała, jak już pewnie wszyscy zdążyli się domyśleć. — Nie dotykaj go nawet palcem, bo wtedy wszyscy będą pytać się dlaczego, krok po kroku i połączą fakty, a ja nie chcę, kurwa, żadnego łączenia faktów, nie chcę być powiązany z żadnymi problemami, sprawami. I nie chcę słyszeć, że ty to załatwisz, bo znajomości i rodzina przy zabójstwie ci nie pomoże, a tym bardziej ja. — Dłoń się zacisnęła sama, bez udziału mojej woli, ale głos pozostał dalej taki sam. Monotonny i płaski. — Proste do zrozumienia, prawda?
Eh, cudowne negocjacje z samego rana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis