czwartek, 1 lutego 2018

Strach na wróble [2]

— Mógłbym zadać ci to samo pytanie. — Szybka wymiana spojrzeń między nim a drzewem, czyli jedyną rzeczą w okolicy, która nadawała na podobnych falach i najwyraźniej na w miarę kompatybilnym poziomie IQ. To się leczy, przysięgam, to się jakoś leczy, a jak tylko dobiorę się w końcu dzięki Herze do tych dziwnych, szkolnych teczek z danymi uczniów, w końcu będę mógł się poczuć dobrze, bezpiecznie i kontrola nad sytuacją wróci do właściwej osoby.
Nie lubiłem lądować w nowym miejscu, bez żadnego ogaru, a doskonale zdawałem sobie sprawę, że resztki sproszkowanego vernylu wciąż siedzą mi w organizmie, więc pewnie pierdolę od rzeczy i wcale nie panikuję, wcale nie zaczynam się hiperwentylować, wcale. 
Czasami sobie uświadamiałem dlaczego kiepski towar ssał. 
— Hej, hej, hej, to nie ja się podejrzanie szlajam po lasach i dźgam napotkanych ludzi słomą, nikt nie nauczył, że się do obcych nie podchodzi? — wymamrotałem w końcu, wciąż naburmuszony, że wystraszyłem się kogoś tak... przeciętnego. Gdzie masz swój honor, Miracles, drugi tydzień wywalili cię z Carvind i już miękniesz. 
Aż zaczynałem tęsknić do ichnich metod wychowawczych, a to było wyraźną wskazówką, że należało zmienić temat i skierować myśli na nowe tory. 
— Błogosławieni zresztą głośni, którzy nie pozwalają nowym ludziom zawału dostać, amen. Miracles, drugi rocznik? Trzeci? Pierwszak? — zagaiłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis