— Mam do pogadania z szanownym panem profesorkiem — prychnęła kobieta, wyciągając nos możliwie jeszcze wyżej do góry, byleby pokazać, kto tu jest najważniejszy. Zaplotłam ręce na klatce piersiowej i prychnęłam. Niby była dwa raz starsza ode mnie, ale to nie znaczy, że może sobie pozwalać na takie traktowanie mnie. Co to, to nie. Odchyliłam głowę, słuchając wywodu Roweny. Nie wiedziałam, czy mówiła do mnie, czy do nauczyciela, ale to chyba było obojętne.
— Przepraszam bardzo — zaczęłam, ignorując cały jej monolog — ale jeżeli mam tu siedzieć i marnować popołudnie, to przynajmniej mi wyjaśnijcie, co tu się odwala. — Wyszło trochę niemilej, niż miało być. Trudno. Szczerze mówiąc, nawet zaczynałam ją lubić, przynajmniej miała w sobie jakąś krytykę, nie to co te wszystkie lizodupy. Uśmiechnęłam się lekko, dalej trzymając złączone ręce. Nie miałam zamiaru odpuszczać i siedzieć tu bezczynnie. Ciekawiło mnie zresztą, co ten nauczyciel mógł wymyślić tym razem. O całej aferze z Dexterem już słyszałam od Hery. No już naprawdę, żeby uczeń i nauczyciel się pobili. No cóż, integracja, jak to mówią, przynajmniej jesteśmy blisko naszych kochanych wiedzodawców. A raczej wiedzowmuszajców. Albo wiedzoitakcijejniedambospędzamcałedniwspominającuczennicęipatrzączaoknoniewiedząccozrobićzeswoimżyciem.
Przejechałam ręką po czubku głowy, odgarniając włosy do tyłu i lekko trzepnęłam głową. No panno Tate, co pani ma do powiedzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz