— Vernyl? — Skrzywiłem się widocznie, widząc jak się na mnie gapi. Vernyl był czymś dobrym. Uspokajającym, stosowano go nawet czasem w ciężkich przypadkach jako właśnie środek uspokajający, uśmierzający ból, nic nie działało tak dobrze. Vernyl pozwalał zapomnieć, oddalić się od własnych emocji, historii, tego całego gówna ze świata, który cię otaczał, że miałeś ochotę się powiesić. Aktualnie nawet nie byłem pewien, czy potrafiłem myśleć logicznie bez vernylu. Ta jasność umysłu, te subtelne powiązania między konkretnymi elementami, które dały się zauważyć jedynie prawdziwie bezstronnej osobie. Nawet już po małej dawce zaczynałeś czuć się widzem, a nie twórcą czy uczestnikiem pewnych wydarzeń.
Pod pewnymi względami vernyl był jedynym sposobem, żeby widzieć prawdę. Rzeczywistość taką, jaką jest.
— Sam nie mam z nim kontaktu, ale mój towarzysz coś od niego kitra, możemy do niego skoczyć i dopytasz się o to i owo. — Skinąłem ze zrozumieniem głową.
— Prowadź — mruknąłem mało zachęcająco, ale szybkim krokiem zmierzaliśmy w stronę prawdopodobnie mojego nowego dilera. Sam Stracharz raczej wyglądał na zdziwionego, ale jego mina wyraźnie sugerowała, że doskonale znam narkotyk. Nawet lepiej, zawsze buchanie w grupie rozluźniało umysł, nerw. — To kim jest ten Zielarz, skąd się znacie? — rzuciłem, bardziej, żeby zepchać niekomfortową ciszę na boczny tor.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz