— Hej, wychodzę teraz na upierdliwca, ale przysięgam, jeszcze chwila i sczeznę. — Rzuciłem okiem na postać stojącą w drzwiach i podskoczyłem jak oparzony, widząc stan, w jakim znajdował się Oakley. To się nie mogło skończyć dobrze. Podbiegłem do chłopaka, zanim w ogóle zdążyłem się zorientować, co robię. Wyglądał jak chodzące truchło, trup, istne zombie żądne mięsa i mojego mózgu, a tak zdecydowanie nie powinien wyglądać ktoś taki jak Oakley. Chłopak miał całe życie przed sobą, a aktualnie przypominał przejechany worek z dwoma kociętami w środku. Złapałem go za dłoń i posądziłem na kanapie, każąc się rozłożyć.
— Skoro czujesz się cholernie źle, nie ukrywając, wyglądasz jak gówno, to dlaczego przyszedłeś tak późno? — warknąłem, ściągając rękawiczki i już nie kłopocząc się rzucaniem zaklęcia imitującego, jedynie odkażające. Szybkie, nerwowe odpinanie guzików i już po chwili podłączanie się do żył, odciąganie bólu, szukanie newralgicznych miejsc, które aż wolały, żeby im pomóc. Przy takim poziomie bólu dziwiłem się, co Oakley robił jeszcze na nogach. I może to nie było jakieś straszne zło, pewnie czuł się wielokrotnie gorzej, ale nie na mojej zmianie i zawsze byłem raczej zwolennikiem minimalizowania bólu, którego przezwyciężenie niczemu nie służyło. Co innego ćpanie się lekami w czasie lekkiej menstruacji, a co innego bóle praktycznie skazane na wieczne trwanie przy osobniku. Może trochę się martwiłem, może trochę dramatyzowałem, ale ostatecznie, przecież nikt nie widział.
Prawie nikt.
— Za mało wczoraj wypiłeś — upomniałem prawie instynktownie chłopaka. — Trzeba będzie zacząć bardziej kontrolować ci dietę, musimy cię umówić z dietetykiem. I wprowadzić parę nowych technik, kiedy masz luźniejsze lekcje, bo będzie czekać nas mała wycieczka zapoznawcza do specjalisty znajomego?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz