Wszystko szło do przodu, powoli zaczynałem zapoznawać się z tutejszą gawiedzią. Diaskro była upierdliwą gówniarą, przeświadczoną, że dostanie wszystko czego chce i doskonale wiedziała, co musi zrobić, żeby to osiągnąć. Wojna między starymi i nowymi uczniami nadchodziła w trybie pilnym, bo sam podburzałem od czasu do czasu innego Jamesa, rzucając niewybredne komentarze na temat jego rękawiczek czy niepoprawnie starodawnej postawy życiowej. I wąsa, caman, rzucałem zwykle po axtońsku, nikt temu wąsu się oprzeć nie może, włącznie z samym właścicielem, bo na nic więcej niż własne ręce raczej liczyć nie może. I nikt, nikt powiadam nie powie mi, że to nie jest prawda. A reszta starych oszołomów? Błagam was, szybka aklimatyzacja zapewniła łatwe rozeznanie w terenie. Hera to ta, która dużo wrzeszczy i robi raban, ale w sumie to niczego nie ma, niczego nie osiągnęła, a reszta boi się zwyczajnie spróbować strącić królową z piedestału. Davon? Pożal się, Livernell, gracz z niego jak ze mnie niziołek. Niebieski Ufoludek nie sprawiał problemów, póki pił herbatkę ze Stokrotką. Światłość moja to Światłość, więc tutaj nie było problemów. Przewalska? Błagam, laska nie widziała dalej niż na czubek własnego nosa. Varen był mocno niedoruchany, Vincent ewidentnie potrzebował egzorcysty, Renee można było posądzić o zapędy sadystyczne, Oakleya poznałem jako potencjalnego buszkodacza, co akurat zaliczało się na plus. A inni? Dyrektor, Aya? Jakaś tam niziołkowska z cukrem w imieniu? Buty lizać, a nie sprawiać problemy.
Może właśnie dlatego, a może właśnie wcale nie dlatego, koczowałem w altance nad jeziorem, mając przy sobie zatargane dokumenty, ukradzione z archiwum teczki uczniowskie i inne dziwne rzeczy, z których aktualnie nielegalnie sporządzałem notatki. Na wszystko znajdzie się sposób, a Duch wyraził aprobatę dla moich działań, gdy obiecałem mu wymianę zakładek do książek na te ze zmieniającymi się obrazkami. Negocjacje są sztuką wybranych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz