środa, 7 lutego 2018

Stolarz płakał, jak sprzedawał [5]

Miałam już zamiar zacząć czytać, ale Renee stanęła nade mną z miną mówiącą co tu się odjaniepawla i czy tobie na mózg padło? A może coś jeszcze? Na dodatek miała na twarzy jakiś dziwny wyraz. Oby przynajmniej znowu nie zaczęła nasyłać na mnie artylerii, która strzelałaby pociskami w postaci słów ze słownika. Celem oczywiście byłabym ja. Przez chwilę nawet zaczęłam zastanawiać się, o co może jej chodzić. Czy niektóre fragmenty podłogi też potrafiły nagle się pod kimś dematerializować, gdy przebywało się na nich zbyt długo? Nie miałam już zielonego pojęcia, o co może chodzić dziewczynie. Nieco speszona, spuściłam głowę. Miałam ochotę zacząć czytać, nawet jeśli nadal nade mną stała, jakby oczekując czegoś z mojej strony. Przez pierwsze kilka stron było całkiem dobrze, ale im dłużej stała nade mną w milczeniu, tym bardziej zaczęłam się zastanawiać, czy może nie zrobiłam czegoś złego. Nic nie mówiła. Po prostu stała, wciąż. Trochę to peszyło i jednocześnie stawało się niezręczne chyba dla nas obojga. Już nawet nie mogłam się skupić, bo czułam na sobie jej wzrok. Westchnęłam cicho. Chyba jednak mnie nie zostawi. A może mimo wszystko uda się nam dogadać? Miałam taką cicha nadzieję. Zaznaczyłam zakładką miejsce, w którym skończyłam i zamknęłam książkę. Następnie mój wzrok powędrował w górę, na Renee, która stała nadal. Nadal z założonymi rękami i grymasem, którego w sumie nie rozumiałam.
— Czy coś nie tak? Chyba, że podłoga też lubi znikać — powiedziałam spokojnym, opanowanym tonem.
W razie, gdyby zechciała mnie nagle rozdeptać, byłam gotowa do szybkiego wstania i ewentualnej ucieczki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis