— Renee, ale mów mi Renula, no, chyba że znajdziesz coś ciekawszego. Nie masz za co dziękować, a raczej przepraszać za zabranie frajdy, z chęcią bym oglądnęła, jak rozbijasz sobie głowę o tę ścianę — burknęła cicho, jakby do sama do siebie. — Nówka sztuka, co? Ciesz się ostatnimi chwilami wolności, za chwilę nasza śmietanka towarzyska cię pożre, ale nie bój żaby, w razie czego zawsze możesz skoczyć do którejś z tutejszych elit i wylizać dupę, na przykład Hopecraftowi, z chęcią skorzysta, sam już tam nie dosięga, a może załapiesz się na święte miejsce na stołówce, gdzie wyżuta guma pod blatem jeszcze nie dosięgnęła.
Nie powiem, ten wywód do najprzyjemniejszych nie należał. Czułam się wręcz odrobinę rozstrzelana słowami padającymi z jej ust jak z karabinu. Chociaż na dźwięk znajomego nazwiska w głowie zapaliła mi się lampka. Dziewczyna dopiero teraz wydawała się mniej miła niż na początku. Swoim wizerunkiem również tego nie potwierdzała. Oczywiście nie ocenia się przez wygląd, ale wszystko tworzyło całokształt jej osoby. Przez chwilę miałam ochotę uciec. Lub po prostu przejść gdzieś indziej. Również jej dosyć kontrastujące kolory włosów krzyczały, co wprawiało mnie w dosyć dziwny nastrój. Odpowiedzieć coś? Nie, lepiej nie. Wolałabym nie wszczynać potencjalnej kłótni. To miał być rok bez problemów, a ja miałam zamiar się tego trzymać. Westchnęłam tylko cicho i usiadłam kawałeczek dalej na podłodze pod ścianą. Miałam teraz obawy co do ławek. Kto wie, czy pod takim kawałkiem drewna nie kryje się seryjny morderca, który tylko czeka żeby posłać takich nieszczęśników jak ja na wózek lub ewentualnie zamienić do końca życia w fizyczne i umysłowe warzywko. Myślę, że gdyby ze mną tak się stało, to byłabym ogórkiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz