— Za kawą nie przepadam, ale za to bardzo chętnie napiłabym się herbaty, dziękuję. — Uniosłam brwi. Nie lubić kawy? Jakiś wyjątek w tej szkole, która, odnosiłam wrażenie, że zaczynała płynąć i wylewać się kofeiną, bo było coraz mniej czasu na cokolwiek, coraz więcej obowiązków, a energii brakowało okrutnie. Zostawało więc biednym studenciakom ratowanie się skondensowaną dawką środka pobudzającego i liczenie na to, że im pikawa nie strzeli przed trzydziestką.
Dziewczyna zmyknęła do swojego pokoju, zostawiając mnie sam na sam ze swoimi problemami, potrzebą ruszenia po własne smakołyki i nikim innym, jak Oakleyem na głowie, który znalazł idealny moment, żeby się do mnie przytarabanić i zająć mi cztery litery swoimi problemami.
Bo niedługo ta żałosna poczta walentynkowa i ten idiota dał się podpuścić Yamirowi, bo jak to tak, oni i niezgrywanie się nawzajem? Toż to niedopuszczalne!
Memłanie ozorem, płacz, zgrzyt zębów i finalnie spierniczenie, bo dojrzał w tłumie Wandę, a mi pozostało przewrócić oczami i targnąć się po jakieś łakocie, torebki herbaty, cokolwiek.
— Taki już urok Przewodnika Barwy. Jednak w następnym roku mam zamiar poważnie wziąć się za kontrolowanie tego. — Gdy dziewczyna się pojawiła, zerknęłam na pudełko ciastek, które nagle zmieniło kolor. Pokiwałam głową, nie próbując nawet udawać zdziwienia, bo wszystko było już tak zwyczajne, oklepane. Po całym życiu w domu Illene i roku na uczelni już chyba nigdy nic mnie nie wbije w fotel.
— W sumie to przydatne, przynajmniej paznokci nie będziesz musiała malować, a ciuchy zawsze można przebarwić. Ucz się, ucz, ułatwisz sobie życie — mruknęłam, wspominając samomyjące się naczynia w domu, które zdecydowanie pomagały i ściągały jakiś tam balast z barków.
Magia, czy co to tam jednak jest darem od losu, nie ma co.
— To jaką herbatę lubisz? — Zerknęłam na torebki, próbując ogarnąć oczami nazwy, które dość tropikalne mogły zmylić największego znawcę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz