środa, 7 lutego 2018

Sprawy do odbębnienia [8]

I uśmiechała się. Dalej się tak ślicznie uśmiechała, z nieco zmarszczonymi brwiami, drgającymi ustami, ale jednak się uśmiechała i chyba tylko to było mi w tym wszystkim potrzebne do pełnego szczęścia.
I chociaż atmosfera była gęsta, trudna, napięta, wręcz można było przecinać powietrze nożem, to dalej trwaliśmy we względnej radości, z łomoczącymi myślami, bólem ciała i ciężarem na klatce piersiowej, jakby dopiero co nam mara nocna na niej przysiadła.
W końcu jednak doczekałem się ruchu z jej strony, delikatnego, małego, ale znaczącego więcej, niż tysiące słów, tysiące innych gestów, tysiące spojrzeń. Zwykła dłoń na policzku, ale o losie, ileż ciśnienia ona ze mnie zrzuciła, ile żałości odjęła od cierpiącej duszy.
— Dziękuję. — Zaśmiała się. Zgrzytała. Było źle. — Ty też wyglądasz całkiem dobrze — dodała, a mi pozostało przewrócić oczami na to jej małe zgrywanie się i dogryzanie, które w sumie oboje namiętnie trenowaliśmy od dłuższego czasu. Prychnąłem, unosząc lewą brew z udawanym oburzeniem.
— Tylko całkiem dobrze? — fuknąłem, prostując się i zerkając na dziewczynę z góry. — Całkiem dobrze? Ja tu się produkuję, pracuję cały rok, wylewam siódme poty wymieszane z krwią, którą dopiero co wyplułem, by usłyszeć, że wyglądam „całkiem dobrze”? Ranisz me uczucia, Wando Anastazjo Przewalska, wbijasz rozgrzany do czerwoności sztylet prosto w moją pikawę! — jęknąłem aktorsko, kręcąc głową.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis