piątek, 16 lutego 2018

Śmiech to zdrowie [7]

Jeżeli tak to się w ogóle dało określić, to właśnie przeżyłam swój pierwszy pocałunek. Ten magiczny, romantyczny, zawsze tak pięknie opisywany pierwszy pocałunek. Z Nivanem Oakleyem i skrętem w jego dłoni. W jego pokoju, na jego łóżku, z uważnie obserwującym nas Yamirem. I w sumie to nie wiedziałam co z tym fantem zrobić, bo pozostało mi chyba siedzenie jak zaczarowana, bez ruchu, dalej w tym samym miejscu, może trochę spanikowana. Bo właśnie tego się bałam, baliśmy się oboje, że cała piękna otoczka, misternie układany przez nas zamek z kart runie, rozpadnie się i będziemy tłumaczyć się przed sobą ze wszystkich tych naszych małych decyzji, gestów, a na sam koniec zostaniemy z marnym "przecież to nigdy nic nie znaczyło".
I w sumie to była prawda.
Ten "pocałunek" nie znaczył nic, choć po cichu miałam nadzieję, że było wręcz odwrotnie, magicznie, z jakąś ukrytą czułością czy słodkim jak letnie owoce, nastoletnim zauroczeniem. Ale rzeczywistości zmienić nie mogłam. Najzwyczajniejsze dotknięcie cudzych warg swoimi, przekazanie dymu drugiej osoby i odsunięcie się. Chłód.
Może dlatego uśmiechnęłam się po prostu, parskając śmiechem i spoglądając mu w oczy, gdy dym wyleciał już spomiędzy moich ust, po czym odkaszlnęłam kilka razy, nie robiąc nic więcej, bo świadomość, że złote oczy Yamira obserwują każdy ruch naszej dwójki dalej znajdowała się w mojej głowie.
Opuściłam powieki i uśmiechnęłam się, a myśli w głowie cały czas galopowały jak szalone.
Auć. Chyba właśnie wszystko się rozleciało, a mnie czekała długa noc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis