piątek, 16 lutego 2018

Czarownicy pies [12]

Cisza.
Długa, dręcząca każdego po kolei, wiercąca dziurę w brzuchu. Niezbyt wymowna, bolesna i odbijająca się stanowczo na samopoczuciu.
Wiedziałem, że i tak w najgorszej sytuacji jest nastolatka, która musiała tu sterczeć i gapić się na ten teatrzyk, słuchać nieskładnych krzyków i obserwować dwójkę dorosłych ludzi, którzy zachowywali się jak dzieci i zdecydowanie potrzebowali pomocy.
Czarnoskóra westchnęła, podobnie jak Rowena, która dodatkowo przetarła twarz zmęczona całą tą sytuacją.
— To nie jest tak łatwe, Row — odparłem cicho, wciskając ręce do kieszeni i odchylając się do tyłu, bo czułem, że jeszcze chwila i jej pięść znowu dosięgnie mojego policzka, tym razem z większym rozmachem.
— Jest, wystarczyłoby tylko schować dumę, uraz i chociaż raz przyznać się do błędu, a nie uciekać z podkulonym ogonem, co obaj uwielbiacie robić. Skończmy już i wróćmy do tego, po co tu przyszłam. Zapiszę cię na odwyk, przysięgam, a jak dalej tak pójdzie, to zadzwonię po policję. Stracisz wszystko i wylądujesz w pierdlu za posiadanie substancji odurzających, a patrząc na twoją kolekcję małego chemika, to szybko z niego nie wyjdziesz. Wiesz, że będę musiała zerwać z tobą kontakt, prawda? — Drgnąłem. — I nie zobaczysz już więcej dziewczyn. — Jak głupio musiało to wyglądać, gdy zareagowałem dopiero na groźbę tego typu. Na możliwość utraty Beatrycze i Winony.
— Row...
— Nie ma Row, nie żartuję teraz, Amadeuszu. Nie masz wstępu do mojego domu na ten moment, nie mam zamiaru raczyć psychiki dziewczyn widokiem schlanego i spizganego wujka. Szczególnie Beatrycze. A spróbuj znowu do mnie zadzwonić o trzeciej w nocy, że się napierdoliłeś, a obiecuję, nie pomogę ci, a jeszcze wezwę służby, żeby zgarnęły cię na izbę wytrzeźwień. Nie pozwolę ci wkraczać do mojego, naszego życia w tym stanie. Nie pozwolę, żeby Trycze patrzyła na ciebie jak ciele na malowane wrota i pytała się, czemu się nie ruszasz. Nawet pokwapię się na zabieg wyczyszczenia jej pamięci w razie, gdybyś niczego ze sobą nie zrobił w kwestii poprawy. Dziękuję, skończyłam. — I wyminęła mnie, najzwyczajniej w świecie, pozostawiając za sobą zapach owoców leśnych, domowego obiadku i pudru dla dzieci. Odkluczyła, przeszła przez i trzasnęła drzwiami, zostawiając mnie w dziwnym poczuciu bezsilności, pustki, obrzydliwej melancholii.
Cisza.
— Przepraszam — rzuciłem nieprzytomnie do dziewczyny, starając nie osunąć się z nóg, nie stracić resztek sił, które wyssała ze mnie Solis.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis