piątek, 16 lutego 2018

Śmiech to zdrowie [6]

Śmiała się cicho na moje słowa, przymykała zielone oczęta, wydymała krwistoczerwone usta. Tak pięknie, jak tylko mogła, a raczej jak miała w zwyczaju i zawsze jej się to udawało. Kontrast cudownie bił po oczach, ale nie drażnił, wręcz przeciwnie, przykuwał uwagę i sprawiał, że miało się ochoty opuścić wzroku z twarzy dziewczyny.
Uniosła wyregulowaną brew, zachowaną w idealnym dla norm społecznych kształcie, spojrzała na mnie ździebko zdziwiona.
— Nie, naprawdę, wszystko jest dobrze, nie ma czym się przejmować — odparła, opierając głowę na moim ramieniu i nie zdejmując z buzi uroczego uśmiechu. Zadrżałem mimowolnie, spiąłem się i wręcz mogłem poczuć niezadowolony wzrok Yamira, który zdążył usiąść na drugim łóżku i przyglądał nam się z niemałym oburzeniem. Ścisnęło mnie gdzieś w środku, bo cholera jasna, trzymałem w ramionach odprężoną, piękną dziewczynę, z którą byłem cholernie blisko. Za blisko.
— Buszka? — Zerknęła na mnie, tym razem ściągając brwi, przyklejając do czoła bruzdę i zamykając wszystko w małej otoczce niepewności.
— Buszka. Dla rozluźnienia. — Mina dziewczyny się nie zmieniała, co upewniło mnie w przekonaniu, że nie wie, o co mi chodzi. — Nie wiesz co to buszek, prawda? — prychnąłem cicho, trącając wierzchem palca jej bok. — Joint, skręt, dym, kumasz teraz? — Uśmiechnąłem się, bo Yamir jak na zawołanie oddał mi bakę.
Zaciągnąłem się. Długo, spokojnie, głęboko, byle schwytać jak najwięcej, byle jak najmniej się zmarnowało. Wzrok Yamira mówił jedno, zrób coś, a cię zamorduję na miejscu. Ledwo widocznie kręcił głową, ściągał brwi, żałował faktu, że oddał mi zwijkę.
Lecz zanim którekolwiek zdążyło jakkolwiek zareagować, objąłem dziewczynę śmielej i bez wahania zetknąłem swoje usta z jej, bo pocałunkiem nazwać tego nie można było, rozchyliłem wargi i wręcz wpompowałem w nią opary, milej ujmując "Podałem jej dym".
Będę żałować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis