czwartek, 15 lutego 2018

Śmiech to zdrowie [3]

— Co za debilne pytanie, Wandalena, kurwa, zawsze jesteś tu mile widziana, jasne? — mruknął, a ja opuściłam wzrok, nerwowo trąc dłoń o tę drugą, słysząc gdzieś w tle głośny śmiech kolegi Nivana. No cóż.
— Wandalena? — zapytał z przekąsem Yamir, podając niebieskowłosemu papierosa, skręta, czy czym to było. Po prostu wyjaśniało, dlaczego w pokoju wszystko chowało się za szarą powłoką, znaną po prostu jako dym. I tak, okno było otwarte, w końcu do aż takich idiotów nie należeli. Po prostu... to niezbyt pomagało.
— No wlazł, nie krępuj się. — Usłyszałam w końcu i ostatecznie podniosłam wzrok, wchodząc powoli do pokoju, by następnie spocząć na łóżku, blisko Oakleya, troszkę dalej od Yamira, bo w sumie to nie do końca go znałam, ale to nie o to chodzi, że się bałam, po prostu czułam się w tej sytuacji ciut... niepewnie.
I może dlatego siedziałam cała sztywna, wyprostowana aż do bólu, ze wzrokiem skierowanym na dłonie równo ułożone na kolanach. No cóż. Odchrząknęłam, kierując swój wzrok na otwarte okno.
— Nie wiem, czy ono pomaga, jeżeli mam być szczera... — mruknęłam, kątem oka spoglądając na ewidentnie zadowolonego Niva. — Cały pokój jest zadymiony, naprawdę — dodałam po chwili. — Nie lepiej schować się gdzieś przy jeziorze?
I w sumie jedyne, na co mogłam liczyć, to porządne wyśmianie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis