czwartek, 15 lutego 2018

Róże [1]

Zdmuchnęłam kosmyk włosów z twarzy na bok, spoglądając na tablicę i ściskając walentynkę w dłoniach. Naprawdę nie miałam zamiaru brać udział w tej zabawie urządzanej przez samorząd, ale siły wyższe [Vladdy] w perfidny sposób mnie zmusiły [zgłosił mnie bez pozwolenia, a potem poszedł chlać do Mińska]. Ale cóż, siły wyższe siedzą z Dropsikiem i Wallim, zapewne wyklinając mnie po rusku, ale zasłużyły sobie, bo przez nie teraz sterczałam i wlepiałam tępy wzrok w ogłoszenie.
Westchnęłam cicho, poprawiając Amigo wokół talii, który wyróżniał się na tle białej spódnicy z wysokim stanem, po czym ponownie skupiłam się na tablicy. Nie odlatuj, Pel. Odszukałam swoje imię na tablicy, a widząc swoją parę, zmarszczyłam odrobinę brwi i starałam się przypomnieć sobie, kim na frędzle Szaliczka jest Nivan? Tak to jest, gdy się nie słuchało plotek, tylko latało z głową w chmurach i tańczyło kaczuchy na rynku. Niczego nie żałuję!
Dobra, eee... Niebieskie włosy, przeważnie miga mi gdzieś z Wandą w tle i, jasny szlag, nic więcej nie wiem.
— Hej? — Oto nadeszło moje wybawienie. — Z tego, co udało mi się wyczytać, to panienka jest moją walentynką. Kłaniam się nisko, Nivan Oakley, cała przyjemność po mojej stronie. — Zamrugałam, starając się wyjść z mgły, wyglądać przytomniej, widzieć go, a nie tylko patrzyć na niego. Uśmiechnęłam się najładniej, jak umiałam, dobierając słowa, po czym dygnęłam w odpowiedzi na ukłon.
— Miło mi, Pelagonija Eternum — powiedziałam, wlepiając w niego wzrok. — Mam nadzieję, że dobrze minie nam wspólnie spędzony czas — dodałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis