czwartek, 22 lutego 2018

Róże [3]

— Ja również mam taką nadzieję. Pozwolisz, że ukradnę cię do miastowej kawiarenki na herbatę i ciastko? — spytał, uśmiechając się delikatnie z nutką szelmostwa, przez co przypominał mi liska z ukochanej bajki. Szczwany lisek. — Ale przedtem dopełnię tylko formalności. — W moją stronę została wyciągnięta różowa kartka, swoją drogą bardzo ładna, z motywem róż, na której widniały walentynkowe życzenia [z internetu jak głosiła strzałeczka, na co się zaśmiałam się cicho]. Wręczyłam mu również swoją walentynkę, którą właściwie robiłam o drugiej nad ranem, stwierdzając, że będzie dobrze, jeśli napiszę jakikolwiek wierszyk, dam słodką naklejkę i życzę miłego święta zakochanych. Innymi słowy sama nie zabłysłam.
Poszerzyłam uśmiech rozbawiona.
— Też nie jestem zbyt dobrym poetą, ale mam nadzieję, że będzie okej — powiedziałam, przejeżdżając palcami po krawędziach walentynki i spuściłam wzrok. Przeważnie dawałam kwiaty, ale jako że nie wiedziałam, dla kogo miałam przygotować bukiecik, to zrezygnowałam z tego pomysłu. Wiersze były jego specjalnością. Wychodziły mu, nawet gdy nie wiedział co napisać. — I pozwolę, herbaty nigdy nie odmawiam — zaśmiałam się cicho, podnosząc w końcu spojrzenie na Nivana. Nawet jeśli była słabsza od Róż czy verlitki, ale to zawsze było coś. Mrugnęłam niewidzącymi oczyma, starając się skupić na chłopaku przede mną, jakby jego obraz był trzymającą mnie przy rzeczywistości kotwicą. Ech, dlatego nie lubię wszelakich mniejszych bądź większych świąt. — Zwłaszcza, że moje zapasy prawdopodobnie topią się w wannie, bo pewien ruski misiek jest na mnie zły — powiedziałam na wpół świadoma tego, co wypływa z moich ust, przechylając głowę i westchnąwszy, uśmiechnęłam się szeroko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis