czwartek, 1 lutego 2018

Poszukiwanie zaginionej mutacji [6]

— Wiesz — nieśmiało rozpoczęła temat, poprzechylała się, poprzekrzywiała, bawiła się książką i wyglądała na porządnie wybitą. — Nie wiem, czy jestem najlepszą osobą do tego. Nie znam się za bardzo na genetyce i tych sprawach. Oczywiście bardzo chętnie ci pomogę poszukać informacji, umiem szybko czytać, jeżeli to się przyda, ale, no, o genetyce raczej nic nie wiem — dodała po chwili, zerkając na mnie z lekkim, aczkolwiek nieco nerwowym uśmieszkiem i wdechem na ustach. Pokiwałem głową, nie powstrzymując śmiechu, bo jednak i tak każda para rąk do pomocy mi się przyda, a sam fakt, że nie zdecydowała się uciec w popłochu, mi starczał i sprawiał, że byłem gotów już podziękować jej z całego serca za pracę włożoną w wielką tajemnicę zaginionej mutacji. — To raczej nie pomoże, chyba że ci nagle wyrosną skrzydła — mruknęła, zerkając na pierwszą lepszą stronę, która to przyozdobiona była obrazkami przedstawiającymi wróżki, chochliki, cokolwiek. Pokiwałem głową i prychnąłem cicho, na potwierdzenie jej przypuszczeń.
— Nigdy nie wiadomo, wiesz, jeszcze trzy lata temu byłem człowiekiem, a przed dwoma miałem czerwone gały, i metr siedemdziesiąt wzrostu. To ciało zmienia się szybciej, niż facetka od zielarstwa wpisuje cały rząd jedynek. Jeszcze się okaże, że mi kolce i pióra na rękach w tak zwanym międzyczasie wyrosną. — Spojrzałem na drgający ogon i zaśmiałem się słabo, bo jednak bolało. Wszystko tak cholernie bolało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis