I tak oto we względnej beztrosce nastała trzecia wiosna mego życia pod postacią modrej paskudy. Paskuda, czy dalej mogłem się tak nazywać? Pewnie przez niektórych tak, ludzie dalej krzywo na mnie zerkali, nawet ci z uczelni. Co z tego, a zauważę to już enty raz od czasu, kiedy się tutaj pojawiłem, że większość z nich miała dodatkową kończynę, albo cały tułów walonego konia. Potem ogarniać te ślady po ubabranych kopytach, wypadające włosie, czy wgniecenia od podków. Biedna ekipa sprzątająca, szczerze im współczułem.
Jednak sam siebie Paskudą nazwać już nie byłem w stanie, a to za sprawą pewnej uroczej i jakże wspaniałej blondyneczki, którą niepotrzebnie nastraszyłem rok temu i teraz zostawało mi tylko ją znaleźć, wyściskać i poprzepraszać, bo jej stracha napędziłem, jak cholera. No i oczywiście, jak mógłbym zapomnieć o naszym księciu uczelni, nienazwany tak przypadkiem, a przez kręćki z samym królem, cesarzem, jak zwał, tak zwał. Pierdolnięty Lee podciągnął sukna i uciekł na całą drugą klasę, zostawiając mnie w kropkę i przyznam się już głośno, ze złamanym sercem. Bo zniknął bez słowa, nie pożegnał się, a potem przez cały rok nawet jednego telefonu nie wykonał, ba SMS-a nie wysłał. Mimo wszystko dalej zajmował większą część mojego serca i radośnie wygrzewał w nim swój rozlazły zad.
Jak ja bym go teraz wycałował. Jego. Nie zad.
Chociaż, tył w sumie też.
Znając życie, dostałbym po pysku i więcej by mi się na oczy nie pokazał, bo jak to tak, Aurel, co ty robisz.
Wracając.
Niebieska, czy tam Modra Paskuda zdecydowanie nie była nazwą mojej rasy i tutaj był pies pogrzebany, bo trząchałem się tutaj już trzy, powtarzam, trzy lata i dalej nie wykminiłem, czym jestem. Bo nie ma tu nikogo, kto byłby do mnie podobny, jakbym był jeden, jedyny w swoim rodzaju. No, a takiej możliwości nie było, no, chyba że jestem jakimś walonym wybrańcem, który ma uchronić ziemię przed końcem świata. Tak, jasne, zdecydowanie.
Więc zebrałem się w końcu i ruszyłem do pradawnej, szkolnej biblioteki, w której zeszłoroczne bitki dalej miały swoje echo. Przykładowo w postaci nowego bibliotekarza, który jeżył włos na karku. Wolałem do niego gęby nie otwierać, więc na moim celowniku znalazła się pewna dziwna brunetka, której nie kojarzyłem, chociaż powinienem, obładowana tysiącem książek. Tak, tu z pewnością się czegoś dowiem.
— Przepraszam? — Stanąłem tuż obok niej, na co drgnęła, prawie upuszczając stos lektur. — Wiesz może, gdzie znajdę coś o genetyce, historii populacji, starożytnych rasach, albo dziwnych anomaliach? — Uśmiechnąłem się tak ładnie, jak tylko potrafiłem, ogon zamerdał, jak ten należący do szczeniaka, a potem podleciał do dłoni dziewczyny, pomagając przytrzymać jej dzienniki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz