— Wiem, że jest ciężko, i pewnie jeszcze trochę będzie, ale musisz powoli zacząć się wynurzać z dołu, w który wpadłeś. Niedługo zaczynają się lekcje, a sam wiesz, że nie możesz uczyć w tym stanie. Chce ci pomóc, ale sam musisz też chcieć.
Dzisiejsze niebo było naprawdę piękne. Czyste, bez chmur, kolorem zbliżone do lazuru na wybrzeżach morza adriatyckiego. Mógłbym leżeć. Mógłbym w nieskończoność je obserwować, zatapiać się, dać się otulić przez stan błogiego spokoju. Mógłbym nigdy nie wracać i pozwolić światu pędzić dalej, wrócić, dopiero gdy wszystko zeszłoby z klatki piersiowej, albo nie wracać wcale i pozwolić, by zeszłoby z niej wszystko, łącznie z ostatnim oddechem.
Trafić tam, gdzie czas nie płynie i spokojnie przeczekać wszystkie sztormy i kataklizmy czekające na wzburzonym oceanie.
Dziewczyna bezczelnie wwiercała we mnie swoje spojrzenie, wyczekując odpowiedzi, której oboje wiedzieliśmy, że nie otrzyma. Tak, bo ignorowanie od zawsze wychodziło mi najlepiej, a z ucieczką jestem za pan brat.
Było już tak okrutnie ciepło, z człowieka się lało, słońce dogrzewało, a mi pozostawało czekać na lepsze czasy, kiedy nie będzie możliwości wyciśnięcia koszulki z potu po dwóch godzinach przebywania na dworze.
Zamiast chociaż zerknąć kątem oka na nastolatkę, wgapiałem się w rozedrgane palce, w latającą w te i wewte literkę „W” osadzoną na boku serdecznego palca prawej dłoni, bo dalej nie miałem serca jej zasłaniać.
Cisza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz