piątek, 2 lutego 2018

Poszukiwanie zaginionej mutacji [8]

Kartkowałem strony jakiejś książki w tempie o wiele wolniejszym niż dziewczyna, która wręcz zdawała się wchłaniać treść lektur, skanować szybko tekst, a jeśli nie znalazła niczego potrzebnego, uciekała na kolejną kartkę. Przewróciłem oczami, dziewczyna pożerała coraz więcej informacji, a ja stałem w kropce, starając się rozczytać z podstawowego opisu jednego z dziwnych gatunków, którego rysunki były na tyle nieczytelne, że nawet gdybym bardzo się starał, to nie byłbym w stanie rozpoznać, co to tak właściwie jest.
— A tak właściwie, bo nie pytałam, jaka jest twoja rodzina? W sensie nie tylko, czy niebieska chociaż to też, ale gdzie mieszkają, czym się zajmują? Może to jakoś pomoże — zagaiła nagle, dalej nie spuszczając wzroku z literek, po których sunęła wzrokiem w zatrważającym tempie.
Jaka jest moja rodzina.
Dziwna? Chujowa? Makabryczna? Paskudna? Rozbita? Nie istnieje?
Ściągnąłem brwi, a blizna "na" oku nagle przypomniała mi o swoim istnieniu. Aurel, pamiętaj, to przecież pamiątka po bójce z kolegą, pamiętasz?
— Są ludźmi. — Wydąłem usta i przerzuciłem leniwie stronę. — Świat realny, inżynier i księgowa. — Poruszyłem kolczykiem w wardze, przejechałem językiem po wewnętrznej stronie policzka i miałem nadzieję, że dziewczyna zamknie temat, bo średnio widziało mi się wypowiadanie o rozdziale, który w sumie powinienem zamknąć i do niego nie wracać, ze względu na własne bezpieczeństwo, jak i zdrowie psychiczne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis