Zapowiadał się kolejny, ciepły dzień. Wiele osób zapewne przeklinało w duchu słońce, a gdy będzie zimno lub zacznie padać, będą błagać o jego powrót. To było tak dokładnie w ludzkiej naturze. Chcieć to, czego akurat się nie ma. Ja natomiast skończyłam książkę i kompletnie nie miałam co robić. Iść po kolejną do biblioteki? Nie, wolałam jeszcze tam nie zaglądać i nie skończyć z guzem na środku czoła, żeby wyglądać jak nieudana próba stworzenia jednorożca. Coś narysować? Też odpada, nie miałam natchnienia. Poleżałam jeszcze chwilę na łóżku, przewracając się z boku na bok. Po kilku minutach zrobiło się z lekka duszno. Niechętnie podeszłam do okna, uchylając je. Fala chłodnego powietrza natychmiast omiotła moją twarz. Wzięłam głęboki oddech, cudowne uczucie. Odwróciłam się i obrzuciłam spojrzeniem pokój. Przydałoby się trochę posprzątać. Nie oszukujmy się, pomimo moich wszelkich starań utrzymania porządku, zawsze po kilku dniach w jakimś kącie już się robił bałagan.
Fajnie byłoby mieć jakąś dobrą duszyczkę do pomocy. Wcale nie pogardziłabym współlokatorką. O, właśnie. Może odwiedzić kogoś znajomego? Zabawne, bo jak na razie znałam ledwo trzy osoby. Padło więc na Jamesa. Pewnie tonął teraz w dokumentach, więc może przydałaby się mała pomoc. Postanowiłam przemycić też ze sobą paczkę herbatników. Słyszałam o zakazie cukru. Kto to w ogóle wymyślił? Tak więc uzbrojona czmychnęłam w stronę pokoju samorządu. Po drodze starałam się wyglądać jak najbardziej normalnie, ukrywając za bluzą mój skarb. Kilka minut później już stałam przed drzwiami pokoju samorządu. Zanim jeszcze zapukałam, kawałek dalej do windy podjechał chłopak na wózku. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, obdarzyłam go ciepłym uśmiechem, by chwilę później uderzyć dwa razy w drzwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz