— Ułaskawianiem młodych dam i dbaniem o prywatność. — Uśmiechnął się ciut gorzkawo, przekrzywiając głowę niczym szczeniak. Chociaż bardziej przypominał pogryzionego, odsłaniającego kły wilka. A mi zdecydowanie brakuje trafnych porównań, powinnam poczytać więcej, poćwiczyć, a potem brać się za animizacje.
Kąciki moich ust drgnęły ku górze, chcąc ułożyć się w szerokim uśmiechu, ale pozwoliłam sobie tylko na krótkie uniesienie ich.
— Oczywiście, czy też mam się czuć ułaskawiona? — parsknęłam, pomijając to, że z ilości informacji, bądź krążących, potencjalnych informacji, niekoniecznie prawdziwych, w książce od Vene słabo mu szło dbanie o prywatność. Albo to brunetka za dużo myszkuje, a ja jeszcze perfidnie wykorzystywałam te informacje, żeby wypadać grunt, po którym stąpałam. I tak pewnie gdzieś się potknę, bo przecież nie umiałam uważać.
Kątem oka dostrzegłam pająka dreptającego po ścianie i uprzedzając jakąkolwiek reakcję chłopaka, zgarnęłam pajęczaka w dłonie, zamykając go w nich szczelnie, żeby nigdzie nie umknął. Wzrokiem odszukałam okno, jednak miałam mały problem. Otóż obydwie ręce miałam zajęte, a niestety, umiejętności psychokinetycznych nie posiadałam, a jakoś nie miałam ochoty na obciążanie swoich rodziców kosztem rozwalonych szyb. Pierwszego dnia. Spojrzałam na Nivana spod półprzymkniętych powiek.
— Mogłabym cię ładnie prosić, żebyś otworzył okno? — spytałam, powstrzymując się przed gadaniem z akcentem, dodawania form grzecznościowych i innych pierdół z imariańskiego, mimo że nawijałam we wspólnym. Jeśli odmówi, to trudno, mała przebieżka na dziedziniec nikomu nie zaszkodziła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz