— Te małe gnidy zrobiły sobie porodówkę z mojej komody, zasnuły nićmi pół ubrań i są kurewsko brzydkie, a poza tym, popierdoliło cię doszczętnie? Cholera jasna, będę miał migreny. — Przewróciłam oczami, stwierdzając w duchu, że wytrzasnę mu eliksir, potem jakąś czekoladę cichaczem podrzucę, nie przyznając się, że to ja w ramach przeprosin i niech przestanie narzekać na jakikolwiek ból, bo wcisnę mu znieczulacze. Niby nie powinnam go mieć na sumieniu, ale sumienie me było okrutne, więc miało zamiar mnie dręczyć nawet wtedy, gdy zniweczyłam czyjeś morderstwo. — Jesteś nowa, prawda?
Westchnęłam ciężko, wrzucając książkę do torby i zaczęłam szukać pewnej, błyszczącej fiolki, której dostałam w postaci sztuk pięć od brata, żebym podczas okresu się nie zwijała z bólu, bądź innych wypadków jak bóle głowy, bądź niespodziewane ataki.
— Łapki masz, zawsze można je wyrzucić za okno, żeby zrobiły sobie porodówkę gdzieś indziej. A czy są brzydkie, zależy dla kogo. I owszem, jestem nowa, miło mi, Nivan, Izel jestem. Skąd znam twoje imię? Jestem po prostu bardzo dobrze poinformowana, bo mam koleżankę z wyższego rocznika — odpowiedziałam, przedstawiłam się, wzruszając ramionami, a po chwili moją twarz rozświetlił radosny uśmiech, gdy chwyciłam buteleczkę i wyciągnęłam ją w stronę niebieskowłosego. — Na migreny, żebyś nie warczał. Uprzedzając, nie, nie jest trujące, to tylko środek przeciwbólowy — powiedziałam na jednym wydechu.
I można wykreślić bycie normalnym. Nie umiesz się dopasować, Izel.
Odchrząknęłam zakłopotana, nieco zwalniając i się uspokajając. Nie ukrywam, nie tak wyobrażałam sobie pierwszy dzień w nowej szkole. Raczej miałam nadzieję na siedzenie po cichu w krzakach i fotografowanie owadów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz